Imperiumi przesłuchało nowy album Nightwish, HUMAN. :║: NATURE.. Po przesłuchaniu napisali oni bardzo obfity opis krążka fińskiej grupy oraz przeprowadzili wywiad z członkami zespołu.
Muszę wam coś powiedzieć o popularności Nightwisha w 2020 roku. W Finlandii zdaje się, że istnieje pewnego rodzaju wypaczenie, kiedy gazety opisują Nightwish. Jesteśmy tak przyzwyczajeni, że cały czas czynią małe cuda, że na przykład wyprzedanie największej lokalizacji w Holandii, amsterdamskiej megahali Ziggo Dome (pojemność: 15 000) dwukrotnie w ciągu kilku godzin nie jest tak warte zostania głównym newsem, w przeciwieństwie do tego, że jakaś królewna pop (w naszym szczególnie introwertycznym i raczkującym przemyśle pop) wypuszczająca piosenkę o konsumpcjonizmie albo inna będąca pomniejszą częścią zespołu piszącego potencjalny przebój dla większej międzynarodowej gwiazdy pop. Prawda jednak jest taka, że Nightwish przekroczył punkt, w którym sukces ich kolejnego albumu miałby jakikolwiek wpływ na ich status headlinera największych festiwali metalowych świata.
Krótko mówiąc, Nightwish jest tak wielki, jak chociażby Judas Priest.
Przez ostatnie półtora roku rozwija się nowy fenomen, który przyciąga do Nightwisha codziennie nowych fanów. Najwyraźniej reaction videos do utworów Nightwisha stały się sportem narodowym YouTube’a, a ich liczba przekroczyła 3300 wideo, które w tym momencie mają ponad 40 milionów wyświetleń. Każdego dnia jakiś nowy youtuber i jego rzesza followersów usłyszy Nightwisha po raz pierwszy. Zazwyczaj to wykonanie Ghost Love Score z Wacken Open Air 2013 otwiera drogę, a stamtąd już niewielu wraca nieporuszonych; większość przechodzi do kolejnej piosenki, potem kolejnej, aż w końcu iluś z nich przebije się przez cały katalog zespołu, szczegółowo analizując każdy niuans każdego utworu, zachwycając się jednym utworem po drugim, a potem zwraca się ku solowym projektom członków. Niektórzy nie znają umiaru. Spośród 119 znanych utworów Nightwisha do 115 pojawiły się reakcje.
Jestem w stanie się założyć, że tylko w samych Stanach ta youtube’owa epidemia przysporzyła zespołowi tysięcy nowych fanów, którzy jeszcze nie mieli okazji zobaczyć ich na żywo. Ta moda – o ile jeszcze można to tak nazwać – jest dokarmiana przez liczącą dwa tysiące osób grupę obłędnie zagorzałych fanów Nightwisha funkcjonującą na Discordzie, głęboko w podziemiach Internetu, która nazwana jest Nightdreamers’ Reacticide. Kiedy tylko członkowie znajdą influencera reagującego do jakiejkolwiek muzyki, dręczą cel tak długo, aż przyjmie swoją obowiązkową dawkę Nightwisha. Potem discorderzy zalewają go taką dawką pozytywnego feedbacku i miłości – albo konstruktywnej krytyki – że, przyzwyczajony raczej do ciętych komentarzy, influencer na pewno wróci po więcej. Iluś z nich ostatecznie przyłącza się do discordowej grupy i cykl dalej karmi się sam.
Ale to tylko marginalna uwaga. Nie jestem tu po to, żeby robić wykład o popularności Nightwisha czy ich niesprawiedliwym traktowaniu go przez media. Jestem tu, żeby uchylić zasłony o pre-listeningu nowego albumu, podczas gdy Nightwish uzbraja się na jego premierę i to, co nastąpi potem.
Magia zimy w Levi w Laponii
Pre-listening dziewiątego studyjnego albumu Nightwisha HUMAN. :║: NATURE. miał miejsce w Tonttula (Schronienie Elfów) w Kittilä w Finlandii, gdzie jest ponad 70 centymetrów śniegu, w przeciwieństwie do południowej Finlandii, w której nie znalazłoby się nawet tyle lodu, żeby ochłodzić drinka. Tuomas Holopainen, mistrz interkontekstualności, na pewno to przemyślał. W jego umyśle wszystko, co związane z Nightwishem, łączy się z sobą nawzajem w taki czy inny sposób, i jeśli cokolwiek, to właśnie to jest Taikatalvi – magiczna zima, która jest w stanie zadziwić nawet tych zagranicznych dziennikarzy, którzy widzieli i robili już wszystko. Dla dodatkowego efektu wow, niektórzy dziennikarze zostają na noc w szklanych piramidach pod rozgwieżdżonym lapońskim niebem.
Swoją drogą – wybaczcie niedobór zdjęć i jakość tych, które tutaj są. Jestem najgorszym fotografem, z jakim się kiedykolwiek spotkacie. Ok, przejdźmy do show…
Większość międzynarodowej prasy przyleciała dzień wcześniej i przyłączyła się do zespołu na czas obiadu, podczas którego serwowano lapońskie specjały, takie jak łeb renifera i zupa z łososia. Następnie dziennikarze rozeszli się do swoich kwater, sauny i otworu w lodzie, albo przespacerować się po miejscowości i podziwiać widoki.
W sobotę osiemnastego stycznia główne wydarzenie odbywa się w Taivaanvalkeat, budynku, który ma jadalnię zdolną pomieścić całe cztery tuziny ludzi, którzy przybyli na tę okoliczność. Ludzie z Genelec, twórcy najnowocześniejszych fińskich wzmacniaczy i systemów głośników, przygotowali swój sprzęt już dzień wcześniej. Wchodzę do sali pół godziny przed czasem. Przód pomieszczenia jest zastawiony przez ogromny system nagłośnienia. Sam subwoofer, jak mi mówiono, jest wart około 8 tysięcy euro; dwa gigantyczne głośniki to około 15 tysięcy za sztukę. Sprzęt wysokiej klasy, nawet w standardach Genelec.
Zespół także jest obecny, na szarym końcu sali. Próbuję interpretować ich mimikę i mowę ciała z nadzieją na znalezienie ekscytacji czy niepokoju, ale nie jestem w stanie temu podołać. Tuomas wygląda na zatopionego w myślach, ale tak jest zazwyczaj. Zero podpowiedzi. Może to wynikać też z faktu, że jest nieco zestresowany nadchodzącymi dziś wywiadami, cytując jego słowa, musi podejmować próby mówienia z sensem godzinami, bez końca.
Emppu jest jak zwykle beztroski, rozmowny, zaangażowany w konwersację z rodziną i najwyraźniej nie skupia się na nadchodzącym wydarzeniu. Marko i Troy dyskutują o czymś zupełnie innym, tak samo Floor i członkini zespołu prasowego grupy, Liina Rislakki. Kai, najbardziej towarzyski z ekipy, uśmiecha się szeroko jak zwykle, z butelką piwa w ręku, znacznie bardziej zainteresowany reakcjami dziennikarzy, niż zdają się pozostali. Dlaczego – to oczywiste, to pierwszy album, na którym może pozostawić osobisty znak. Podczas rozmowy dzień wcześniej przyznał, że Tuomas zachęcił go, by wyjść z cienia Jukki i zaszalał z perkusją. A więc to są utwory, w których ponad trzydzieści lat perkusyjnego doświadczenia Kaia, jego szczególnie imponujące serie, będą przedstawione publice większej, niż kiedykolwiek przedtem.
Krótko mówiąc, od zespołu czuć spokojna pewność. Wiedzą, co zrobili, i że słuchacze będą oszołomieni. Powód zamyślenia Tuomasa także staje się jasny, bo album zostanie odtworzony dla publiki z jego laptopa.
Pół godziny później wszyscy dziennikarze, niektórzy zmęczeni po poobiednim birbanctwie ostatniej nocy w kwaterach i saunach nieco bardziej, niż pozostali, zajęli swoje miejsca. Przedstawiciel wytwórni uprzejmie przypomina o wyłączeniu telefonów, sprzętu nagrywającego i tym podobnych. Pojedyncze osoby robią selfie czy ujęcie pomieszczenia z ostatniej chwili. Rzucamy okiem na wręczone nam ulotki. Floor i Troy mówią po kilka słów, aby zbudować nastrój, udatnie naśladując stewardessy życzące udanej podróży. I jedziemy…
Runda 1.
Od pierwszych chwil już wiadomo, że nie da się ogarnąć tej muzyki przy jednym słuchaniu. I to nie jest kwestia tego, że jest „większa”, niż standardowo utwór Nightwisha; zespołu nie wspiera orkiestra, ale tylko struny i chór. Jest wspaniała. Wokalne akrobacje w liniach melodycznych są trudne do pojęcia. Moja pierwsza rozsądna myśl to to, że śpiew w pierwszym utworze, Music, przekracza wszystko, co do tej pory słyszeliśmy na albumach Nightwisha. Wiodące wokale Floor zdają się być wszędzie i mój zmącony umysł jest w stanie rozpoznać jedynie wyróżniający się refren. Nie jest to najbardziej chwytliwy utwór NW, wręcz przeciwnie. Ale to, co robi, to raz na zawsze oddala wszelkie wątpliwości wyrażane po Endless Forms…, że głos Floor nie został w pełni wykorzystany. Teraz jak najbardziej jest.
Noise to jednak inna historia. Energetyczna igraszka jest jedną z trzech czy czterech najbardziej chwytliwych piosenek na całym albumie, i w związku z tym doskonałym wyborem na singiel. Tematyka porusza problem naszej podległości wobec technologii, uzależnienia od social mediów i egotyzmu.
Shoemaker to kolejny wspaniały utwór. Zakończenie jest wspaniałym przykładem tego, co głos Floor potrafi zrobić z człowiekiem. Budzące się w palcach u stóp ciarki przebiegają przez całe moje ciało tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy można było usłyszeć jej wykonanie Ghost Love Score. Jest specjalny termin na to, odnoszący się tylko do jej śpiewu. Floorgazm. To był pierwszy.
Harvest to jedna z tych piosenek Nightwisha z celtyckimi wpływami, gdzie dudy i flażolety Troya w różnych rozmiarach wchodzą do gry. Niezupełnie My Walden ani Last of The Wilds, ale w podobnym guście. Chwytliwa celebracja ludzkości i natury, w symbiozie, kiedy jeszcze istniało połączenie. Coś ze starego świata. Kolejne przypomnienie o świecie zewnętrznym i zdigitalizowanej bańce, w której żyjemy. Z wiodącym głosem Troya, to prawdopodobnie najbardziej chwytliwy utwór tego albumu. To w tej piosence harmonia głosów trojga wokalistów osiąga szczyt, jakiego wcześniej nie słyszeliśmy. Stworzone przy ogniskach i w trasie w ostatnich latach, może stać się markowym brzmieniem Nightwisha w 2020 roku i później.
Pan. Słyszeliście kiedyś porządne uderzenie w piosence Nightwisha? Teraz usłyszycie.
How’s The Heart. Kolejny kawałek w bardziej przystępnej części spektrum, przypomina nam o wyjątkowej ludzkiej zdolności do empatyzowania z innymi, a także z każdą nieskończoną najpiękniejszą formą. Jesteśmy tu, by dbać o ogród.
Procession. Rozdzierający serce marsz pogrzebowy ludzkości ku jej własnemu grobowi. Prosta, emocjonalna melodia ze zdumiewającym głosem Floor na przedzie i w środku. Bardziej poruszająca, bardziej przejmująca, niż większość rzeczy, które Nightwish kiedykolwiek stworzył. Ostatnie dwa wersy odkrywają puentę tekstu i wypływają łzy, które zbierały się we mnie przez cały utwór. Moje serce jest ciężkie. Raz jeszcze muzyka Nightwisha zdołała wbić igłę prosto w żyły moich najgłębszych uczuć i teraz wykrwawiam się. Świat potrzebuje takiego utworu. Już wiem, który z całego albumu będzie moim ulubionym. To wiadomość pełna nadziei i transhumanizmu, jeżeli tylko wierzy się w nieskończona inwencję ludzkości, i przeciwna, jeśli nie masz wielkich nadziei na to, czym moglibyśmy być w jakimś punkcie w przyszłości. Wiadomość ostatecznie jest taka, że czas się kończy. Pesymistyczna część mnie, która nie jest szczególnie zachwycona ludzkością, ma dość.
Jestem nadal w takim poruszeniu po poprzednim utworze, że Tribal mija w gromkiej, rytmicznej bryzie. Sam tytuł mówi już tak dużo, to prawdziwa eksplozja, atawistyczne bębny z melodią. Jedyna rzecz, z jaką jestem w stanie to porównać, to początek Weak Fantasy, jednak bardziej złożony.
Marko wreszcie dostaje swoją kolej w wiodących wokalach w Endlessness, powolnym lamencie z pogranicza doom metalu. Jego grzmiący głos i tempo utworu przypominają mi późny Tarot, ale w wieku 53 lat Marko brzmi prawdopodobnie lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Mroczna, ciężka piosenka, pasująca dobrze do skłaniającego do refleksji albumu.
Po 44 minutach, kiedy muzyka dobiega końca, cisza w pomieszczeniu jest ogłuszająca. Kilka sekund sprawia wrażenie minut, nim pierwsze oklaski przerywają milczenie. Dziennikarze rozglądają się – a więc to jest to? Co się właśnie wydarzyło? Zdaje się, że nikt nie zdołał do końca przyswoić całości. To była podróż, świat sam w sobie. Raz jeszcze, jak to mają w zwyczaju albumy Nightwisha. Tematyka jest jednak cięższa niż dotychczas. Jesteśmy lata świetlne od Piotrusiów Panów ze Storytime i nawet dalej od Mielikki i Tapio z Elvenpath. Już na Endless Forms Most Beautiful Nightwish pożegnał się z baśniami i pokazał nam, że rzeczywistość jest fantastyczniejsza od fantasy. Teraz pokazuje nam, że jest też mroczniejsza. Idziemy do diabła z łatwością; dlaczego nie potrafimy do cholery wyrwać się z naszych digitalnych snów, konsumpcjonizmu i egocentryzmu?
Runda 2.
Trudno opisywać HUMAN. :║: NATURE. jako album heavymetalowy. To coś znacznie więcej. W 2020 roku Nightwish tworzy swoją własną ścieżkę. Są teraz, nawet bardziej niż przedtem, duchowym wehikułem (ang. Vehicle of Spirit), który może zrobić cokolwiek, na co ma ochotę, i nadal brzmieć jak Nightwish. Nawet dla fana ten album jest nowością, a jednak równocześnie też powrotem do domu. Po odrzuceniu orkiestralnej pompatyczności zespół nadal utrzymuje brzmienie wielkie jak życie. Głosy trojga wokalistów wypełniają przestrzenie i efekt jest, cóż, bardziej ludzki. Bardziej organiczny, a dzięki gitarom Emppu momentami także bardziej metalowy.
To podróż we wszystkie cztery zakątki świata, celebracja życia, które wciąż mamy i, jak mówi Tuomas, optymistyczna wiadomość dla nas wszystkich, że możemy nie być aż tak głęboko pogrążeni w szumie, jak nam się wydaje. Ja, nadal w poruszeniu po Procession, myślę sobie, że to posępne przeczucie końca ludzkości i ostatnia czerwona flaga, na którą trzeba zwrócić uwagę.
Mamy 10 minut na wzięcie oddechu, przed nami jeszcze 34 minuty muzyki.
All The Works of Nature Which Adorn The World to utwór orkiestralny w ośmiu częściach, ze śpiewem bez słów. Tuomas sięga w pełni do świata współczesnej muzyki klasycznej. Można było się spodziewać, że ktoś wyłoży potem na stół kartę z Sibeliusem podczas opisywania, ale to nie jest właściwe porównanie. Gdybym stwierdził, że umiem analizować muzykę klasyczną, kłamałbym.
I love not man less but nature more (Kocham nie człowieka mniej, a naturę bardziej). Otwierające słowa, czytane przez aktorkę Geraldine James, oddają właściwie ducha całości. To jest list miłosny Tuomasa do cudów natury, każdy fragment utworu mówiący za siebie tak wyraziście, że nikt nie musi mówić słuchaczom, w którym momencie jesteśmy. Podróżujemy z przestrzennych dźwięków Vista, przez głębokie dudnienia The Blue, żywotne hulania The Green, celtyckie dźwięki Moors, i tak dalej, aż do Quiet As The Snow, które jest pierwszą częścią, w jakiej mogę wskazać jakiekolwiek wpływy – bezpośrednie czy pośrednie – na muzykę Tuomasa. Może to tylko ja, ale słyszę tutaj zimowe zamyślenie Ludovico Einaudiego z Seven days walking albo czarującą prostotę Ólafura Arnaldsa. Anthropocene odwołuje się do szóstej fali masowego wymierania. Pod koniec kompozycji słyszę znowu Geraldine James: Every creator, every destroyer… (Każdy twórca, każdy niszczyciel…), jest w tym wiadomość, ale reszta pozostaje dla mnie nierozpoznawalna, bo zagłusza ja grzmiąca muzyka. Później będzie czas na dokładne analizy. Ostatni fragment, Ad Astra – do gwiazd – jest majestatyczny i kończy się hukiem, który może być albo końcem ludzkości, albo co bardziej prawdopodobne, startem w naszej podróży ku gwiazdom, w lepsze miejsce gdzieś indziej.
Kolejna cisza wypełnia pokój, choć już nie tak ciężka, jak po pierwszej płycie.
Domykamy sesję oglądając teledysk do Noise, który jego reżyser Stobe Harju zdołał ukończyć akurat na to wydarzenie. Ostateczne wideo dotarło o 8.15 tego ranka. Musiało być w związku z tym nieco presji. I cóż to jest za wideo. Ludzie zostali przedstawieni jako zakapturzeni członkowie kultu, skupiający się jedynie na telefonach, podczas gdy świat wokół idzie do diabła. Blond modelka z Instagrama przechwala się w sesji zdjęciowej, prawie pokazując przy tym wszystkie wdzięki, podczas gdy pustogłowi wyznawcy ślinią się, wysyłając serduszkowe lajki. Dziecko w masce gazowej jest poświęcane na ołtarzu zanieczyszczeń powietrza, zwielokrotniona Floor robi selfie z dziewczynką, która wygląda jak z dziecięcego pokazu piękności, a Tuomas krąży wokół, przytulając drzewa i pielęgnując sadzonki. Ktoś zostaje zbity na krwawą miazgę, podczas gdy świadkowie ledwo odrywają się od telefonów. To nieprzyjemne przebudzenie, niewygodna szczerba w każdym współczesnym powierzchownym fenomenie, poczynając od naszej zależności od social mediów, przez nadużywających leków, konsumpcjonizm, smog, aż do egoistycznych marek osobistych. Nightwish nigdy dotąd nie był tak nieuprzejmy. To wbije wiele szpilek. Koniec wideo wznosi się ponad szum, którym jest to wszystko, żeby pokazać widok wschodu słońca nad jeziorem w oddali, pokazując, że wszystko, co kiedykolwiek było ważne, jest gdzie indziej, nie w ekranach naszych telefonów i komputerów.
Niektórzy dziennikarze pozostają na miejscach, licząc na powtórkę, inni opuszczają pomieszczenie, by przygotować wywiady. Zespół ma przed sobą długi dzień, a moja kolej na przepytywanie będzie za cztery godziny.
Wszędzie pełno
Kilka godzin później nadal jestem pod wrażeniem śpiewu na albumie. To obszar, w którym tym razem Nightwish rozwinął się najwyraźniej. Decyduję więc, że to o tym porozmawiam z Marko i Floor w czasie mojego wywiadu. Oto rozmowa.
Śpiewu w pierwszym utworze (Music) jest wszędzie pełno. Jego zakres zdaje się obejmować ze dwie oktawy?
Floor: Nie wiem…
Marko: Mogło być więcej.
Floor: Nie muzyka… cóż, może. Nie wiem. To brzmi dość arogancko, ale nigdy nie myślę w ten sposób. Dla mnie w muzyce wyzwaniem nie jest wysokość albo niskość, ale niesamowita wokalna gimnastyka melodii. (nuci fragment)
Marko: Tak, cóż… znasz go. Pisze tak, jak ma ochotę pisać, a tym razem przeszedł sam siebie z ruchomością melodii. Idą z góry w dół i z powrotem, odchodzą od skal w dziwnych kierunkach i w ogóle. Ciesze się, że miałem wiodący tylko w jednym utworze (Endlessness). Ale poza tym są też ciekawe drobne zmiany w harmonii, kiedy musisz się bardzo pilnować, żeby nie wylądować obok dźwięku. A Floor miała do zrobienia większość piosenek, nie zazdroszczę jej, ale zdaje się, że sobie dobrze poradziła!
Floor: (śmieje się) Poradziłam, w końcu. Musiałam ćwiczyć, bez wątpienia. NAPRAWDĘ ćwiczyć. I naprawdę podoba mi się efekt końcowy. To było wyzwanie, to było coś tak złożonego, że nie wystarczyło posłuchałam i tak, łapię to, i potem lecieć dalej. Musiałam się naprawdę uczyć. Musiałam się uczyć melodii, kiedy wchodzą słowa i do czasu, kiedy pojawiły się pierwsze dema i razem graliśmy próby, mogłam to zaśpiewać. I to brzmi dobrze. Ale wiedziałam, o czym są słowa, chociaż nie miałam jeszcze szansy dodać emocji. Mogłam je na razie wyrecytować. Kiedy zaczęły się nagrania perkusji i mogłam wrócić do domu, ćwiczyłam jeszcze przez kilka tygodni. To były codzienne próby włączenia to, co czułam i rozumiałam z piosenki z tym, jak potrafiłam ją zaśpiewać technicznie pod względem tekstu i melodii, żeby zamienić je w opowieść i przekazać uczucia, emocje i historię – o ile to ma sens. TO było wyzwanie. Rzecz nie w tym, że nie rozumiałam, o czym śpiewam, ale żeby połączyć to wszystko w coś, co będzie brzmiało – raz – lekko, dwa – komfortowo i trzy – z właściwym uczuciem.
Marko: Więc, jak zwykle dla wokalistów, wyzwanie nie leżało w tym jak wysoko czy nisko możesz zejść, ale w złożoności.
Floor: I różnicy od screamu do opery, i tak dalej.
Marko: I dla mnie zaśpiewanie Endlessness – to w żadnym wypadku nie jest dla mnie wysoko, całość jest w dosyć wygodnym rejestrze, ale melodia zwrotki jest dosyć szeroka. Jest tam ponad oktawa różnicy.
Cóż – w końcu to nie sport.
Floor: Tak, w tym rzecz. Chodzi o dźwięk. Nie o patrz jak wysoko wchodzę albo robienie tych przeskoków. To musi brzmieć lekko, nawet jeśli takie nie jest.
To nie jest najbardziej chwytliwy album Nightwisha.
Floor: Nie, ale są takie elementy. A przynajmniej MAM NADZIEJĘ, że u niektórych to brzmienie spowoduje o wow, to świetny album i mam ochotę śpiewać razem z nimi. A kiedy tylko próbujesz, od razu jest szlag, to trudniejsze, niż myślałem.
Marko: Albo słyszą to tak, jak jest, i spontanicznie śpiewają od razu tak, jak być powinno. To też się często zdarza. Więc generalnie to my jesteśmy tymi, którzy mają najtrudniej, musimy jakoś to rozwiązać, żeby ludzie mogli śpiewać. Ale hej, właśnie dlatego jesteśmy profesjonalistami! (śmieje się).
Floor: (chichocze) Spójrz na nas! Tak… ale czy to nie wspaniałe, że stajemy przed wyzwaniem? Dla mnie osobiście to było ogromne wyzwanie, a nie jestem typem człowieka, który uważa, że wie już wszystko. Myślę, że to stale zwiększający się zasób wiedzy. Jestem jednak pewna tego, co mogę, a czego nie mogę. Jestem właściwie przekonana, że mogę zaśpiewać wszystko, jeśli się do tego przyłożę – jeśli tylko jest tak jak z wyzwaniami, które uwielbiam. Więc kiedy tylko ten album zaczął się pojawiać powiedziałam: ooo tak, dajcie mi to!
W perfekcyjnej harmonii
Jeśli chodzi o harmonię, Nightwish jeszcze nigdy nie brzmiał w taki sposób. Cała wasza trójka jest tam naprawdę niesamowita. Śpiew, generalnie, jest najbardziej rozwiniętym elementem na tym albumie w porównaniu ze wszystkimi poprzednimi nagraniami Nightwisha.
Marko: Właściwie to wyszło jako naturalna kontynuacja, kiedy zaczęliśmy robić próby do Decades Tour, okazało się, że w tym składzie możemy z całą pewnością dodać coś, co będzie słyszalne, coś innego do oryginalnych piosenek kiedy tworzymy harmonie na żywo. I cóż, była to taka frajda, że jesteśmy teraz tutaj, wszędzie na nowym albumie.
Floor: To nas zainspirowało, żeby to kontynuować, nie tylko na żywo, ale też na albumie, podłożyło pod to fundament.
Marko: Tak, to arsenał naszych trzech różnych głosów, kiedy je łączymy – ich tony i kombinacje, nikt inny nie będzie tego mieć.
Floor: Nie, to unikatowa barwa. Cudownie było się tym bawić. Było dla mnie zaszczytem, by znowu popracować głębiej z Troyem i raz jeszcze z Marko, tak jak zrobiliśmy to na poprzednim albumie, Endless Forms…, gdzie… hm, jestem dobrą wiodącą wokalistką, ale nie najlepszą wspierającą. Tak to ujmijmy. To trudne, by znaleźć dobrego wspierającego wokalistę. Nieczęsto to robiłam, a Troy jest w tym świetny. Troy jest wspaniałym dodatkiem pomysłów i barw. A kiedy siadamy we troje, nagle pojawiają się nowe koncepcje i nowe możliwości, i prowokują mnie, żebym mówiła różne dziwne rzeczy. (chichocze) Co to było?
Marko: Uwielbiam te sesje przy ognisku, kiedy masz ludzi z naturalnymi głosami, i wtedy zaczynasz tworzyć harmonie i brzmieć świeżo. Bliskie ludzkie śpiewanie. To jest proces, który sam się karmił takim hej, zróbmy jeszcze trochę!
Floor: Mówiąc dobry wiodący wokal nie miałam zamiaru wychwalać tego, jak śpiewam. Miałam na myśli to, że wiodący wokalista przejmuje prowadzenie, a wspierający adekwatnie dodaje barw. Kiedy trzy osoby budują chór, nie możesz śpiewać jak wiodący wokalista. Musisz słuchać wszystkich i dodajecie barw tak, by stworzyć grupowy wokal. Marko także jest wiodącym wokalistą, ale kiedy śpiewasz w wielogłosie, musisz wyłączyć guzik prowadzenie i zsynchronizować się w formie, żeby wszystko się połączyło. Słyszałam to już wcześniej, kiedy czasem dwóch wiodących wokalistów tworzy dwugłos, są stanowczo zbyt solistyczni w swoim podejściu. i nawet kiedy śpiewają tę samą nutę albo śpiewają w harmonii, jeśli jeden jest odrobinę bardziej skoncentrowany na górnym końcu dźwięku, a drugi na dolnym, już brzmią źle. I to jest okropne!
Będzie brzmiało jak zawody w …?
Floor: Właśnie! I zderzające się vibrata – tak samo. Ale jeśli wiecie, jak się do siebie dopasować, nie śpiewacie w tej samej skali, śpiewacie po prostu inaczej. To fakt i to technika, ale tez wychodzi najlepiej, kiedy powstaje naturalnie, tak jak u nas. To przyjemne uczucie, kiedy siedzicie przy ognisku i nie ma nic innego, tylko te głosy. I wsiąkanie w te głosy. Nasze głosy zawsze naturalnie znajdowały właściwą wibrację i energię, i tak dalej.
Marko: Tak! Wyczucie czasu z vibrato to coś, co jest NAPRAWDĘ trudne, kiedy zbiera się grupa wokalistów, ale to coś, co ułożyło się właściwie od razu.
Floor: Zawsze! A z Troyem – Troy ma swój własny timing, który jest nieco inny, więc musieliśmy to załapać. Ale ma ten naturalny element – niski, miękki, ciepły głos, którego my nie mamy. Śpiewamy w zupełnie różny sposób. Niekoniecznie śpiewa delikatniej, niż my, ale swoim głosem.
I ma mniej ataku w głosie niż wy.
Floor: Tak, to też.
Marko: Cóż, robiliśmy metalowe prowadzenie, to właśnie ten atak. (przerysowuje) Wyrzucaliśmy-Z-Siebie-Słowa-Dużo-Ostrzej! To przychodzi nam bardziej naturalnie, jak sądzę.
Floor: Wspaniale się obserwuje, jak on śpiewa, na przykład swój numer Harvest. I jego frazowanie – gdybym zaśpiewała tę samą piosenkę, brzmiałaby inaczej chociażby dlatego, że poukładałabym frazy odrobinę inaczej. Naturalnie po prostu podeszłabym do tego inaczej. Wspaniale widzieć, jak nadaje temu swój własny rys.
Marko: No i on jest Brytyjczykiem. My nie. Słucham jego wymowy trochę jako wzorca. Ale muszę pamiętać, że pochodzi z regionu z mocnym dialektem [Troy urodził się w Workington, jednym z większych miast Kumbrii, położonej w północno-zachodniej Anglii, tuż przy granicy ze Szkocją. W regionie tym wykształcił się silny dialekt kumbryjski, na którego kształtowanie się wpływ miał język celtycki, język szkocki i języki nordyckie – przyp. tł.], więc nie wszystko jest dokładnie tak wymawiane. Ale to takie rzeczy, na które stale zwracam uwagę.
Floor: W ogóle myślimy na albumie o tym, jaki rodzaj angielskiego wybrać. Bo mamy jednego native speakera, a ja, jako wiodąca wokalistka, takim nie jestem. Ani Marko.
Ale oboje jesteście fascynatami języków.
Floor: To pomaga. Ale pytanie gdzie pójdziesz, bo kiedy dołączyłam do zespołu, mój angielski był dużo bardziej amerykański, niż jest teraz. I jestem kameleonem: po roku w Finlandii miałam fiński akcent w angielskim, teraz mam szwedzki akcent w fińskim, i już nie wiem, jaki mam teraz w angielskim! Podłapuję rzeczy. Ale kiedy śpiewałam teraz, nie chciałam brzmieć amerykańsko i zdecydowałam się na brytyjski, a Troy na to Taak, ale nie jesteś Królową (śmieje się) Nie musisz robić zupełnie londyńskiego super-idealnego angielskiego. Nie ma opcji. Więc tak, WYDAWAŁO mi się, że idzie mi dobrze. Więc ograniczyłam to trochę w kierunku kumbryjskiego (dialekt Troya) stylu. Nie próbuje nawet udawać, że jestem Kumbryjką, ale gdzieś pomiędzy to musi pasować, żebyśmy nie mieli trzech zupełnie różnych sposobów wymowy. To by brzmiało dziwnie dla wszystkich, może poza Finami i Holendrami. Każdy native speaker, wszystko jedno, czy Australijczyk, czy Amerykanin, uznałby, że to brzmi dziwnie.
Per aspera ad astra?
Ok, przejdźmy do piosenek. Które są waszymi ulubionymi?
Floor: O rety… Nie mogę powiedzieć… Nie mam… cóż. Moją ulubioną jest Endlessness. I jest też Pan, muzyka jest naprawdę dobra. Nie wspominając o Noise. Naprawdę fajne.
Marko nie może odpowiedzieć, że Endlessness!
Marko: Co mogę powiedzieć? Shoemaker, Harvest… i tak, wszystkie piosenki, które Floor właśnie wymieniła. No to masz.
Floor: Tribal!
Więc… te wszystkie?
Marko: Shoemaker i Harvest, to dwie zupełnie różne piosenki w następstwie, i obie naprawdę lubię. Zwłaszcza Harvest ze względu na układy harmonii, robiło się je bardzo przyjemnie.
Floor: Jeśli mam myśleć o sytuacji, kiedy miałabym wybrać tylko jedną z całego albumu, którą mielibyśmy zagrać, zależałoby to od tego, jak się czuję w danym momencie. Jeśli czuję się (robi minę) blee, wybrałabym z pewnością Endlessness, a jeśli trochę szczęśliwa, to Harvest. Jeśli mam ochotę iść na całość, zagrałabym Music. Więc tak. Trudno wybrać. Ale jestem bardzo zadowolona z Noise jako pierwszego singla, bo raz jeszcze to niewykonalne, żeby wybrać jeden utwór, który będzie reprezentatywny dla całego albumu. Tak się nie da z Nightwishem, nigdy nie ujmiesz wszystkich elementów naszego albumu w jednej piosence. Ale Noise daje naprawdę dobrego kopa, a wideo – sądzę, że przykuwa uwagę… w bardzo paskudny, okrutny sposób.
– WE WERE HERE AND WE REMEMBER MANKIND. OUR KIN. AGES AGO. –
(Byliśmy tutaj i pamiętamy ludzkość. Naszych krewnych. Epoki temu).
Zabawne, że żadne z was nie wspomniało Procession, które zamieniło mnie w kłębek nerwów.
Floor: Wyobrażam sobie! A wiesz, o czym jest? Mówiący to POST-LUDZIE. Mówimy – my – do ludzi tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie. Mówimy o początku czasu przed ludzkością i ludzie pojawiają się, i tak naprawdę nie rozumieją. Jeszcze. Dopóki my nie zrozumiemy. A potem, kiedy wszystko jest zniszczone, unosimy się i spoglądamy wstecz na wszystko stamtąd, i to jest to, co dzieje się na koniec piosenki.
To transhumanistyczne?
Floor: Tak, może. Ten utwór mnie też mocno dotknął, poczułam się przybita, kiedy tylko zrozumiałam, o czym śpiewam. (łamie jej się głos)
Marko: Ale czy to coś posthumanistycznego, co nas znalazło? Czy to coś, co wyszło od nas?
Floor: Sądzę, że wyszło od nas. I wiadomość została przesłana od posthumanistycznej formy życia z innej planety na Ziemię. Bo piszemy to w języku, który zrozumiecie. To narzędzie komunikacji.
Marko: Tak, to jest to co powoduje, że zaczynasz się zastanawiać, czy to jest zupełnie obce? Nadal pewne rzeczy pozostają nieodkryte.
Floor: Tak. Byliśmy tam i będziemy pamiętali ludzkość. (powstrzymuje łzy) Naszych krewnych. Epoki temu. A więc to daleko w przyszłość. To przerażające.
Marko: Mamy wyobraźnię, rozsądek, logikę i wszystkie możliwe narzędzia…
Żeby oderwać się od Natury?
Marko: Tak.
Floor: W najdziwniejszy sposób. I dlaczego?
Marko: Ale także aby łączyć się w sposoby, które wcześniej były niedostrzegalne. Mamy narzędzia do wszystkiego. Najważniejsze dla nas, byśmy zrozumieli zakres Wszechświata. A potem wszystkich połączonych światów, żeby zacząć dostrzegać, że są głębie, jakich nie da się dostrzec, ale można sobie wyobrazić. I to dziwne, bo nasze głowy są tej wielkości i to, co w środku, jest mniejsze niż głowa, którą widzimy. A jednak potrafimy pojąć miliardy lat świetlnych, wyobrazić sobie miliardy lat historii i opisać je naukowymi faktami.
Floor: I wyobraź sobie, co by było, gdybyśmy mogli użyć stu procent objętości, bo używamy ilu, dziesięciu? Dziewięciu? Ośmiu?
Marko: Sądzę, że to trochę przereklamowane. To stara teoria. Myślę, że używamy wszystkiego, ale mamy w środku takie jakby zapasowe części. Jeśli stracimy na przykład umiejętności językowe albo zdolność chodzenia to możemy je odzyskać przez procesy zmiany umiejscowienia. Mamy obszary w mózgu, które nie są używane, nie wiem, ile mocy obliczeniowej można by w nie upchnąć. Ale znowu, są historie science fiction o pewnych POST-LUDZIACH, którzy robili różne niesamowite rzeczy… (puszcza oko w ten swój charakterystyczny sposób)
Wiem, że Marko może mówić dooosyyć długo na te tematy…
Marko: Zawsze kończymy na teoretyzowaniu…
Floor: O, tak! Ile mamy czasu? Ale czy to nie było tak, że Einstein miał mieć dostęp do większej części mózgu niż pozostali z nas i to dało mu możliwość otwierania kolejnych drzwi i tego wszystkiego?
Marko: Mogło tak być. No i jest ta „ukierunkowana inteligencja”. Mam na myśli, że wszystko co myślimy, rozważamy, zmienia nasze mózgi i ukierunkowuje je bardziej na te rzeczy. Jeśli jesteś fizykiem, twoje zdolności fizycystyczne się rozwiną. My jesteśmy muzykami, więc jesteśmy świetni w wymyślaniu bzdur i dlatego tez dużo śmiejemy się, śpiewamy i gramy.
Floor: Tak samo nawet ze zmysłami. Powiedziałabym nawet, że zmysły pozostają bardzo ważne. Tak jak na przykład kobieta w ciąży ma naturalnie silniejszy węch, bo to pozwoli ochronić ją i dziecko przed wszystkim, co może być szkodliwe. To nie tak, że nagle masz lepszy nos. Nic się nie zmienia fizycznie, to pewna część mózgu skupia się bardziej na zmyśle węchu. W moim przypadku to prawie nie minęło. To pierwotny instynkt. A my jesteśmy tak oddzieleni, odlegli od tego. Jednocześnie wiem, że muzycy jak my są bardzo czułymi ludźmi, którzy używają zmysłów dużo mocniej. Jesteśmy inaczej zaprogramowani i sądzę, że to nieskończenie fascynujące. Jesteśmy też bliżsi wypadów w naturalny świat i czuciu – odnajdywaniu – komfortu właśnie w tym.
Marko: Kombinacja, o której ostatnio się mówi – inteligencja emocjonalna – to to, w czym pracują muzycy i wielu innych artystów jakiegokolwiek rodzaju.
Floor: To powoduje, że możemy komunikować te emocje. Na albumie How’s the heart jest o ludzkiej empatii, na przykład. Piękny koncept, o którym należy pamiętać. Ale im więcej o tym mówimy, tym głębiej wchodzimy w teorie, których same podstawy trzeba by tłumaczyć co najmniej pół godziny…
Taak, nadal nie są twoim standardowym Friday night’s all for fighting typem zespołu.
Ten album powstał, by zmusić nas do myślenia. Żeby przypomnieć, że oprócz wszystkich dobrych rzeczy, jakie osiągnęliśmy, wytępienia chorób i połączenia przez technologię we wcześniej niewyobrażalne sposoby, także straciliśmy naszą drogę i wyrzuciliśmy wszystko, co cenne. Straciliśmy nasze połączenie z Naturą. Nasz jedyny dom pochłaniają zanieczyszczenia powietrza, gazy cieplarniane, głód, wojny, ekstremalna pogoda i zmiana klimatu, bo decydujemy się przymknąć na to oczy. Z kolei największe siły odmawiają przyjęcia do wiadomości, że nie da się osiągnąć nieograniczonego wzrostu ekonomicznego na ograniczonej planecie.
Ale jesteśmy odporną rasą. Zaczynając od naszych pierwszych dwunożnych przodków Człowiek adaptował się i ewoluował już przez cztery miliony lat i nadal ewoluujemy. Na szczęście albo i nieszczęście, nie jesteśmy w stanie ani uratować, ani zniszczyć planety. Ale antropoceńskie wymieranie, znikanie kolejnych gatunków w efekcie ludzkich działań, następuje, kiedy o tym mówimy. Australia płonie. Kiribati się zatapia. Ale natura o to nie dba. Będzie panować. Nie potrzebuje nas tutaj. Zrobiliśmy z siebie Boga, Wybrańca, Jedynego nad wszystkimi żyjącymi istotami i w tej iluzji żyjemy, nawet jeśli co jakiś czas natura da nam prztyczka w postaci trzęsienia ziemi, tsunami czy pandemii, żeby pokazać, gdzie jest nasze miejsce. Tak jak na okładce albumu, natura jest ponad człowiekiem. Jest nieprzerwana linia, odcięcie, przerwanie między nimi, i taka jest ludzka natura.
Żeby przeżyć, musimy znaleźć sposób, by to zmienić. Ale czy możemy znaleźć empatię, by skorygować kurs statku zanim będzie za późno? Czy ewoluujemy wystarczająco, wystarczająco szybko, żeby naprawić, co zrobiliśmy? Czy znajdziemy nowy dom gdzieś wśród gwiazd? Czy możemy kupić sobie czas, żeby wyewoluować do tego stopnia?
Opracowanie wersji polskiej:
Anna Raczyńska (tłumaczenie)
fot. materiały prasowe Nuclear Blast – Tina Korhonen