Na szwedzkim blogu Metal Shrine niedawno pojawił się bardzo obszerny wywiad z Tuomasem na parę tygodni przed premierą jego solowego projektu, The Life and Times of Scrooge. Wątek nadchodzącego krążka oczywiście zajął bardzo dużą część całej rozmowy, jednak znalazło się w miejsce również na temat wkładu Floor w pracę nad nową płytą zespołu, jak też wyobrażenia Tuomasa odnośnie 30. rocznicy istnienia Nightwisha i szans na wystąpienie trzech dotychczasowych wokalistek na jednej scenie oraz parę innych ciekawych rzeczy. Zapraszamy do lektury poniżej!
—
Niclas: Myślałeś o tym albumie przez ostatnie 14 lat. Co sprawiło, że w końcu go wydałeś?
Tuomas: Około 14 lat. Może trzy rzeczy. Pierwszą jest to, że głosy w mojej głowie stały się zbyt głośne i musiałem w końcu to uwolnić. To było jak swędzenie między uszami od 1999 roku. Inną rzeczą było to, że przy tak dziwnym projekcie lepiej było, bym sam za to zapłacił, a w końcu miałem trochę oszczędności, by temu podołać. Trzecią było to, że uświadomiłem sobie na początku zeszłego roku, że będziemy mieć około pięciu miesięcy przerwy, więc pomyślałem, że to właśnie jest na to czas.
Skoro tak długo o tym myślałeś, to czy utwory są stare, czy też powstały niedawno?
Napisałem wszystkie utwory w ciągu mniej więcej ostatniego półtora roku. Kiedy tylko czytam opowieść, słyszę muzykę, ale muzyki, którą słyszałem 10 lat temu, nie mogłem nagrać (śmiech). Po prostu mam tak, że zawsze, gdy czytam coś bardzo inspirującego albo widzę naprawdę ładny obraz czy zdjęcie natury, zaczynam słyszeć muzykę. To coś dziwnego.
Więc niczego nie zapisywałeś w trakcie tych 14 lat?
Nie. Rzecz w tym, że zawsze, gdy coś napiszę i brzmi to dobrze, nie mogę się doczekać, by od razu coś z tym zrobić. Jestem zbyt niecierpliwy.
Co takiego w tej opowieści urzekło cię przy pierwszym kontakcie? Co odróżnia ją od każdego innego komiksu?
Przede wszystkim myślę, że to po prostu wspaniała historia. Świetnie napisana, piękna, wielowarstwowa i pełna dowcipu, pełna faktów historycznych i piekielnie zabawna. Wszystko to połączone z dużą dozą dziecięcej nostalgii. Wychowałem się na komiksach Disneya, Sknerus i Kaczor Donald byli zawsze moimi ulubieńcami, a potem, na początku lat 90., pojawił się znikąd ten facet, Don Rosa. Zacząłem czytać jego opowieści i po prostu zmiotło mnie z powierzchni ziemi. To znaczy Carl Barks jest naprawdę dobry, ale Don Rosa jest w innej lidze, przynajmniej dla mnie.
Jak to wszystko działa? Rosa pracuje dla Disneya, prawda?
To trochę skomplikowane, bo wszyscy wiedzą, że Rosa nie jest w zbyt dobrych stosunkach z Disneyem i właściwie na samym początku powiedział mi, że może chciałbym stworzyć ten album tak, by Disney nie miał nad nim żadnych praw autorskich? Taki był mój zamiar od początku – że nie użyję żadnych zastrzeżonych imion bohaterów czy tytułów rozdziałów. Na tym świecie możesz się zainspirować czymkolwiek, by tworzyć sztukę, póki nie nadepniesz komuś na stopę. Właśnie to zrobiłem z tym albumem i dlatego nazywa się „Muzyka inspirowana życiem i czasami Sknerusa”, nie McKwacza. Po prostu tak, by rozegrać to bezpiecznie, choć słyszałem, że Disney jest naprawdę zadowolony z tego projektu. Pobłogosławili go, ale nie ma między nami żadnych kontraktów.
Nigdy nie wiadomo, co z tymi wielkimi korporacjami?
Dokładnie, i właśnie dlatego jestem bardzo ostrożny i przyjmuję rady Dona (śmiech).
Czy odniesie to sukces, czy też nie – czy jest to coś, czego wyobrażasz sobie robić więcej?
Może nie powinienem tego mówić, ale naprawdę myślę, że to było jednorazowe. Nie mam żadnych ambicji dotyczących kariery solowej. Cała idea solowego albumu wydaje mi się trochę niewłaściwa i odległa. Ludzie już mówią o tym, że to początek końca Nightwisha. Kiedy pomyślisz o tym koncepcie, to po prostu niemożliwe nagrać to z Nightwishem. Byłoby to przede wszystkim nie w porządku wobec pozostałych członków zespołu.
Przedstawiałeś im kiedyś ten pomysł? Sprawdzałeś, czy nie chcieliby nad nim pracować?
Nigdy nawet tego nie rozważałem, bo chciałem, by album był czysto orkiestralny, więc nie ma zbyt wiele zajęcia dla basu, perkusji i gitar. Żadnego w tym sensu.
Jeśli wszystko to wystartuje i wypadnie bardzo dobrze, nadal będziesz uważał to za jednorazową rzecz?
Cóż, to, czy coś się sprzedaje, czy nie, to żadna motywacja. Nagrałem to po prostu dlatego, że tak wiele czułem, gdy czytałem tę opowieść i chciałem trochę odwdzięczyć się Donowi za tę wspaniałą historię. Jeśli sprzeda się w milionie egzemplarzy, to naprawdę nie robi to wcale różnicy. Będę naprawdę szczęśliwy, jeśli tak się stanie, bo to znaczy, że ludzie odnaleźli tę wspaniałą opowieść, ale przez następnych parę lat wszystko będzie kręcić się wokół Nighwisha.
Jesteś jednak muzykiem i jesteś zależny od sprzedaży albumów i tras koncertowych. Potrzebujesz pieniędzy, by tworzyć swoją sztukę. Czy nie jest żadną motywacją choćby to, by wiązać koniec z końcem?
Widzę to tak, że nigdy o tym nie myślałem, a zaszedłem tak daleko. Sprzedaliśmy 8 milionów albumów, nawet się nad tym nie zastanawiając i mogę szczerze powiedzieć, że nie myślimy o tych rzeczach. Nakręciliśmy film Imaginaerum, który był wielką finansową klapą i nikogo to nie obchodzi. Po prostu chcieliśmy to zrobić i wiedzieliśmy, że to będzie klapa, ale po prostu robisz rzeczy z właściwych przyczyn i w końcu ci się to spłaci.
To samo przytrafiło się Metallice. Myślałem, że oboje będziecie mieć mnóstwo fanów, którzy to obejrzą, ale najwidoczniej nie?
Cóż, życie byłoby o wiele bardziej nudne, gdybyś zawsze wiedział, co się stanie. Nigdy nie oczekiwałem, że taki koncept, jak Nightwish, zajdzie tak daleko. Na papierze to nie powinno wypalić, ale z jakichś względów wypaliło. To czyni życie bardziej interesującym.
Skoro jednak tak duży projekt okazał się klapą, nie odstrasza cię to w jakiś sposób od robienia czegoś podobnego w przyszłości?
Nie jestem tak naiwny, by powiedzieć, że pieniądze nic nie znaczą. Oczywiście, że znaczą. Potrzebujemy pieniędzy, by wynająć wielką orkiestrę w Londynie, która zagra na albumach i musimy zapłacić technikom i menedżerom, zespołowi i tak dalej, ale musisz robić po prostu to, co podpowiada ci chwila. Teraz pracujemy nad następnym albumem, zarezerwowaliśmy studia i wiemy już, jak to będzie. Nie będzie filmu, ale będzie teledysk i to wszystko, co wiemy na ten moment.
Czy praca nad tym solowym albumem była w jakiś sposób bardziej swobodna niż nad albumem Nightwisha?
Naprawdę trudno powiedzieć. Z jednej strony nie była, bo byłem przywiązany do jednego motywu i jednej opowieści, ale z drugiej byłem właściwie sam, więc ma to swoje plusy i minusy. Czasem chcesz innej opinii i były czasy, gdy w sumie bardzo tęskniłem za członkami zespołu, ale znowu – jesteś sam i to daje ci też dużo wolności. Powiedziałbym, że były to najlepsze części obu światów.
Pisałeś ten album w porządku chronologicznym?
Wiedziałem, że utwory ostatecznie będą w porządku chronologicznym, bo tak musiało być. Ale nie napisałem ich w takiej kolejności. Pamiętam, jak tworzyłem utwór Glasgow 1877 jako pierwszy i to w zasadzie otwieracz, ale drugi utwór, który napisałem, to The Last Sled, a ten jest w środku książki.
To były tylko te utwory czy były jakieś inne, które mogły być wykorzystane na albumie?
To były tylko te utwory i żadnych bonusowych kawałków ani nic takiego. Myślę, że był dodatkowy riff w utworze Duel & Cloudscapes, który wyrzuciłem, ale to była jedyna rzecz, która nie znalazła się na albumie. Z Nightwishem jest prawie zawsze tak samo. Po prostu jestem beznadziejny w pisaniu dodatkowego materiału. Nie wiesz nawet, ile mieliśmy z tym problemów. Rozumiem regułę bonusowych utworów, ale prawie nigdy ich nie mamy i musimy wymyślać te absurdalne remiksy, wersje orkiestralne, cokolwiek. To fajne wyzwanie i nie mam nic przeciwko niemu, ale zawsze wymaga to sporo wyobraźni.
Pojawiła się może myśl o ludziach czytających książkę i słuchających przy tym albumu jako soundtracku?
To byłoby idealne połączenie, ale myślę też, że album zadziała nawet, jeśli nie znasz prac Dona Rosy czy nie masz w rękach książki. Mam mnóstwo soundtracków filmowych, których uwielbiam słuchać, chociaż nigdy nie widziałem tych filmów, więc to w zasadzie podobna sytuacja.
Masz jakichś ulubionych kompozytorów soundtracków?
Na ten moment to James Newton Howard, który pisał na przykład do takich filmów jak Szósty zmysł, Krwawy diament czy Batman – Początek razem z Hansem Zimmerem.
Czy widzisz siebie w przyszłości piszącego soundtracki filmowe, w stylu choćby Trenta Reznora w The Social Network?
Bardzo bym kiedyś chciał, ale na ten moment po prostu cieszę się pracą w zespole. Naprawdę lubię spędzać czas z chłopakami i dziewczyną, jeździć w trasy po świecie i robić razem różne rzeczy. Może za jakieś parę dekad, jeśli coś stanie się z Nightwishem albo jeśli zdecydujemy się zrobić sobie dłuższą przerwę. To coś, czego bardzo chciałbym spróbować, ale mam też wrażenie, że to nie takie łatwe, jak brzmi, bo musisz naprawdę przestrzegać warunków filmu i reżysera. To właśnie słyszałem od kompozytorów – musisz zabijać swoich ulubieńców.
Puściłeś album reszcie członków zespołu?
Nie, właściwie nie. Zakończyliśmy mastering dwa tygodnie temu i jeszcze ich nie spotkałem. Oczywiście słyszeli singiel, ale nie resztę albumu. Spotykam się z nimi wszystkimi za tydzień, będziemy mieć spotkanie zespołu dotyczące nadchodzącego albumu, zarysów i tak dalej, więc może wtedy będę miał szansę im go puścić.
Czy są jakieś plany kreskówki towarzyszącej albumowi?
Nie. To znowu kwestia pieniędzy i praw Disneya. Nawet o tym nie myślałem.
Czy album będzie w jakikolwiek sposób odgrywany?
Szczerze w to wątpię, naprawdę. Ale znowu, wszystko jest możliwe. Może po trasie Nightwisha zagram kilka specjalnych koncertów w Londynie z orkiestrą i odegram album od początku do końca. To byłoby cudowne i bardzo chciałbym to zrobić, ale znów – to kwestia harmonogramów, pieniędzy, prób i tak dalej.
Jak to jest pracować z orkiestrą taką jak ta?
To coś pięknego! Pracowaliśmy z tymi samymi ludźmi od albumu Once (2004). Ten sam aranżer, ten sam chór, ta sama orkiestra, ci sami perkusiści. Naprawdę widziałem headbangującego wiolonczelistę, kiedy nagrywaliśmy jeden z naszych utworów. Jest 52 ludzi plus trzech perkusistów. To zawsze naprawdę płynny proces. Są najlepszymi muzykami grającymi prima vista (bez wcześniejszej znajomości utworu, z nut – przyp. tłum.) na świecie. To niewiarygodne! Nigdy nie ma żadnych prób i nigdy przedtem nie słyszą utworów. Po prostu zakładają słuchawki i jedziemy! Godzinę później mamy pierwszą wersję.
Jakie są zatem plany na następny album Nightwish?
Wyznaczyłem sobie pewne harmonogramy i powinienem mieć wszystkie utwory gotowe na początku maja. Mam teraz dziewięć utworów, a Marco właśnie mnie odwiedził jakiś tydzień temu i dał mi płytę pełną riffów. Jesteśmy prawie u celu i myślimy w sumie o 12 utworach. Spotykamy się wszyscy razem 1 czerwca w moim rodzinnym mieście i zarezerwowaliśmy ten piękny camping na trzy miesiące. To właściwie tam, gdzie pracowaliśmy nad poprzednim albumem, więc mamy to samo miejsce, by tam odbywać próby, tworzyć aranżacje, łowić ryby, jeździć na nartach wodnych, nagrywać, upijać się i jeśli wszystko pójdzie, jak zaplanowaliśmy, album będzie gotowy na przełomie roku.
Czy nagrywanie albumu w środku lata wpływa jakoś na jego brzmienie w porównaniu do nagrywania go zimą?
Coś musi w tym być. Nie wiem, jak z nagraniami, bo wtedy i tak jesteś w pomieszczeniu, ale jako kompozytor nie potrafię zrobić niczego latem czy wieczorami. To zabawne, prawie zawsze komponuję wszystko rano albo po południu, więc kiedy zegar wybija piątą czy szóstą, kończę (śmiech). A zespół nazywa się “nocne życzenie”, wyobrażasz sobie? (śmiech) Jestem rannym ptaszkiem i uwielbiam wcześnie wstawać.
Te 12 utworów, o których wspomniałeś – ile zwykle zajmuje dopracowanie ich do ukończonej formy?
Naprawdę trudno to zmierzyć, bo cały czas pracuję nad kawałkami w mojej głowie. Niektóre z utworów na następny album narodziły się już dwa lata temu. Powiedzmy, że osobiście zajmuje mi to około pół roku do roku pisania 24 godziny na dobę, by wszystko skończyć.
Co wnosi do albumu Floor Jansen?
Wnosi mnóstwo interpretacji, trochę aranżacji i oczywiście pozytywnej energii, ale nie bierze udziału w procesie pisania utworów. Powiedziała mi, że za tym pierwszym razem ona ma ReVamp, a Marco i ja jak na razie poradzimy sobie świetnie.
Jak to jest z Nightwishem i wokalistkami? Czy to kwestia chemii?
Tak, coś w tym stylu. Nie chcę zbytnio się w to zagłębiać, bo to po prostu niekończąca się historia, niekończąca się karuzela. Może jest w tym też odrobina pecha.
Czy Nightwish mógłby kiedykolwiek mieć wokalistę?
Nie, myślę, że to musi być wokalistka. To tak istotna część zespołu i tego, czym właściwie zespół jest. Była w nim od początku i od momentu, kiedy założyłem zespół w sierpniu 1996, wiedziałem, że będzie to wokalistka. To nigdy się nie zmieni.
To było prawie 20 lat temu. Niezła jazda, prawda?
Tak, dużo wzlotów, dużo upadków i wszystko, co pomiędzy. Czasem czujesz się naprawdę dziwnie i myślisz “Co się, do cholery, dzieje?”. Właśnie skończyłem czytać książkę Rexa Browna (Pantera, Kill Devil Hill) i inne zespoły mają podobne problemy. Jesteśmy trzecią ligą w porównaniu z niektórymi.
To naprawdę nie jest zaskakujące, skoro jesteście w zespole. Spędzacie dużo czasu razem w porównaniu do czasu, który spędza się ze współpracownikami w zwykłej pracy.
Zdecydowanie. Jest coś jeszcze, co Marco świetnie ujął. Wydajemy się być grupką neandertalczyków przeciw kobietom i myślę, że tak to musi wyglądać – że jesteśmy bandą szowinistycznych świń czy coś, ale fakty są takie, że w zespole pełno jest facetów, którzy byli w relacjach z kobietami – naszymi dziewczynami, żonami, siostrami, matkami – przez całe życie. Pełno miłości i żadnych konfliktów i tyle chciałbym powiedzieć (śmiech).
Za 12 lat, kiedy będziecie świętować 30. rocznicę powstania zespołu, wyobrażasz sobie zobaczyć na scenie wszystkie trzy wokalistki, robiące coś razem?
Czemu nie. Chowanie urazy i życie w nienawiści nigdy nie jest dla nikogo dobre, więc naprawdę mam nadzieję, że któregoś dnia się tak stanie. Takie rzeczy wymagają czasu.
Kiedy już ukaże się nowy album Nightwisha, domyślam się, że będzie trasa koncertowa z prawdziwego zdarzenia?
Jeśli wszystko pójdzie, jak zaplanowano, a to spore “jeśli”, zaczniemy w kwietniu 2015, a potem zagramy na letnich festiwalach i tak dalej. Powiedziałbym, że będziemy w trasie na pewno do końca 2016. Około półtora roku.
Wspomniałeś, że nigdy nie myślałeś, że Nightwish tak daleko zajdzie. Co takiego w przeszłości skłoniło cię, by tak myśleć?
Kiedy wydaliśmy pierwszy album, każdy członek zespołu studiował coś albo pracował. Ja miałem zostać biologiem, Jukka informatykiem i tak dalej. Graliśmy ten gotycki power metal z żeńskim operowym wokalem i wszystko wskazywało na niewypał, ale coś się stało i uświadomiliśmy sobie, że coś jest na rzeczy. Nikomu z nas tak naprawdę w ogóle nie podobało się studiowanie i po jakichś czterech miesiącach wprowadziłem się z powrotem do mojej mamy i taty. Pożyczyłem od taty pieniądze, by kupić keyboard, napisałem utwory na Oceanborn (1998), wydałem je i jesteśmy tu, wciąż na tej samej ścieżce.
Byłeś w rodzinie tym, który się buntował?
Jestem dozgonnie wdzięczny moim rodzicom, bo to musiało wyglądać okropnie. Studiowałem biologię na uniwersytecie, a potem wracam do domu i rzucam coś w stylu “Mogę z wami zamieszkać, no i czy możecie pożyczyć mi pieniądze, żebym mógł kupić instrument i grać metal?”. Nigdy niczego nie powiedzieli. Pożyczyli mi pieniądze i powiedzieli “Jak najbardziej możesz z nami zostać”. Po prostu kochający rodzice. Ale tak, niezła z nas banda. Moja siostra jest urologiem, mój brat patologiem, a ja gram metal (śmiech).
Muszą się z tego niekiedy brać ciekawe rozmowy przy obiedzie?
Ta, zdarzają się tu i ówdzie ciekawe historie (śmiech).
Zwróciłeś kiedyś dług rodzicom?
Tak. To było 8800 marek, około 1500 euro.
Przyjeżdżają na koncerty, gdy gracie w Finlandii?
Tak. Oboje są na emeryturze i to naprawdę urocze, że w pełni z tego korzystają. Cały czas podróżują i gdy jesteśmy w trasie, planują swoje wyprawy tak, że mogą zobaczyć sporo naszych koncertów. Byli w Los Angeles, San Diego, Las Vegas i całej Europie i Finlandii. To naprawdę urocze. Moja mama zawsze jest w koszulce Nightwisha. Czy idzie do spożywczaka, czy na mecz baseballa, zawsze jest w koszulce Nightwisha. Ma 73 lata i widziałem ją nawet w koszulce Children of Bodom Follow the Reaper i powiedziałem “Wiesz, co to jest?” (śmiech). Jest cudowna.
Źródło: http://metalshrineblogg.blogspot.se/2014/03/intervju-med-tuomas-holopainen-i.html
Tłumaczenie: Czarna Carmen