Wywiad z Troyem Donockleyem przeprowadzony przez nasz fanklub
1. Czy zostaniesz oficjalnym członkiem zespołu?
Cóż, ja już CZUJĘ SIĘ, jakbym był oficjalnym członkiem i jestem tak traktowany. Jestem bardzo zaangażowany w życie tego wspaniałego zespołu i stałem się jeszcze bardziej zaangażowany przez lata. Ponadto wielu fanów widzi mnie właśnie w ten sposób, co jest bardzo miłe.
2. Czy miałeś swój udział w powstawaniu kompozycji na ostatni album? Na ile swoją pracę określasz jako instrumentalisty, a na ile jako współtwórcy – i jak widzisz Ty i zespół swoją rolę w przyszłości.
“Imaginaerum” to przede wszystkim dziecko Tuomasa i tak powinno być. Jednakże miałem większy wkład niż poprzednio – stworzyłem przejście “Gar tut River” w “The Crow”, nagrałem dzieci z mojej lokalnej szkoły, tutaj w Yorkshire, śpiewające przerażającą rymowankę na początku “Scaretale”. Będę bardziej zaangażowany również w kolejny album, nad którym zamierzamy pracować w 2014.
3. Które aspekty koncertowania w trasie z Nightwishem uważasz za najprzyjemniejsze lub najbardziej satysfakcjonujące? A co najbardziej spędza Ci sen z powiek?
Koncertowanie jest po prostu spektakularne. Widzicie, głównym elementem jest silna więź, nie tylko w zespole (która nie może być silniejsza) ale też w innych różnych częściach tej wspaniałej “fabryki”: nasza ekipa jest znakomita, a nawet wśród promotorów z całego świata nie mamy nigdzie najsłabszego ogniwa. Jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami. Naprawdę dobrą rzeczą, choć, poza wszystkimi innymi, jest dzielenie się tą niezwykłą przygodą z takimi przyjaciółmi.
4. Jak wspominasz czerwcową wizytę Nightwisha w Warszawie?
Oh, strasznie mi się podobało. Szczególnie pamiętam wyjście do tłumu przed koncertem i wygrzewanie się w klimacie… Odwiedziłem także stoisko z żywnością i jadłem najdziwniejszego i najgorszego “Vegeburgera” w historii Europy. Wspaniałe rzeczy.
5. Jak oceniasz pozostałych członków zespołu z czysto muzycznego punktu widzenia – jako muzyków?
By móc wykonywać muzykę Nightwisha, trzeba być nadzwyczajnym, wrażliwym muzykiem i dokładnie tacy są jego członkowie – w Jukce drzemie niepohamowana siła Johna Bonhama, Marco ma ten wyczulony zmysł melodii niczym Chris Squire, Emppu to żywiołowy łobuz zupełnie jak Eddie van Halen, a Tuomas to Vangelis (tylko w odrobinę drobniejszym i mniej greckim wydaniu). A ja oczywiście mam styl Shanii Twain.
6. Symfoniczny metal to gatunek, który “odstaje” od większości Twojej dotychczasowej kariery jako muzyka i kompozytora. Czy jest jeszcze jakiś styl muzyczny, w którym chciałbyś wypróbować swój talent na większą skalę?
Stworzyłem całkiem sporo w świecie muzyki klasycznej, jak też całe mnóstwo w progresywnym rocku, więc skok w nowym kierunku wcale nie był taki długi. Zawsze podziwiałem „metal”, jednak metal symfoniczny szczególnie mi odpowiada, bo JEST progresywny, ale ma też w sobie cały ten przepych i podniosłość Wagnera, Mahlera i innych. Tak, uwielbiam go.
7. Jaki był Twój pierwszy kontakt z muzyką Nightwisha, a może i samym zespołem?
Pip Williams, mój najprzedniejszy przyjaciel (którego poznałem w 1993 roku), przesłał mi kopię Once’a, która wywarła na mnie wielkie wrażenie. Pamiętam, jak marzyłem o szansie na udział w tworzeniu takiej muzyki, ale nie liczyłem na to. Potem pojawiła się oferta, by pracować przy Dark Passion Play, a reszta jest już historią. Moje pierwsze odczucia na temat zespołu też utwierdziły mnie w przekonaniu, że tą drogą warto pójść. Poznałem Tuomasa w studiu Abbey Road. Upiłem mu trochę Salmiakki (szaleńczo mocna fińska wódka) i w zamian pokazałem mu, jak czarować za pomocą kart do gry. Nigdy tego nie żałowaliśmy!
8. Jeszcze przed wydaniem Imaginaerum powiedziałeś, że nagrywałeś u siebie dzieciaki nucące wyliczankę do utworu „Scaretale”, czy to Twoje nagrania słyszymy w finalnej wersji utworu na płycie?
Ups, już na to odpowiedziałem w pytaniu nr 2. No, ale tak, to jest to oryginalne nagranie, które powstało w mojej lokalnej szkole. Zawsze mi przypomina o domu, gdy je słyszę podczas koncertu.
9. Imaginaerum to pierwsza płyta Nightwisha, na której grasz na buzuki, czy to była Twoja inicjatywa, by użyć tego instrumentu?
Tak, pomysł był mój. Buzuki to wspaniały instrument i naprawdę powinno się go częściej używać w metalu symfonicznym!
10. W utworze „The Crowl, The Owl and The Dove” śpiewasz po kumbryjsku, jak dobrze znasz ten język?
Niestety jest to praktycznie martwy język (ostatni ludzie posługujący się nim od urodzenia zmarli w XIII wieku) i występuje obecnie tylko jako dialekt. Był bardzo podobny do starowalijskiego i starokornwalijskiego. U mnie, podobnie jak w Kornwalii, trwają starania, by przywrócić go do życia, ale nie jestem już pewien, czy ludzie nadal są czymś takim zainteresowani. No, tak czy owak muszę się z nim kryć, gdy mówię, bo inaczej nikt nie miałby bladego pojęcia, co chcę powiedzieć.
11. Współpracowałeś z wieloma znanymi zespołami – czy jest jakiś artysta, o współpracy z którym marzysz jeszcze?
Steven Spielberg.
12. Oboje z Tuomasem jesteście wielbicielami Walta Whitmana – czy bycie jednym z recytatorów przesiąkniętego poezją Whitmana „Song of Myself” to swego rodzaju rewanż za to, że Tuomas był jednym z recytatorów wiersza Whitmana na Twojej solowej płycie?
To nie była odpłata za przysługę, a zemsta! Tak, Tuomas mnie zmusił. Ja musiałem go napoić aż po uszy winem i whisky, by zgodził się recytować na moim albumie. Spisał się doskonale, czytał strofy ze zrozumieniem tak dogłębnym, do jakiego zdolny jest tylko i wyłącznie oddany fan Walta. Następnie on napoił mnie równie dużą ilością wina i whisky, gdyż nie spodziewałem się żadnych recytacji i byłem lekko zestresowany. A potem zabrałem się do dzieła.
13. Wspominałeś kiedyś w wywiadzie że zanim otrzymałeś od Pip Williamsa „Once”, Twój kontakt ze światem metalu był bardzo niewielki, a czy przez te lata polubiłeś jakieś inne zespoły metalowe
To była olśniewająca i pełna odkryć podróż. Poznałem zupełnie nowy świat, pełen świetnych artystów jak Children of Bodom, My Dying Bride, Stratovarius, Sonata Arctica, Volbeat, Pain i innych. Uwielbiam też Battle Beasta, który supportował nas w trakcie trasy po Europie. A Cannibal Corpse nieodmiennie mnie rozśmiesza do łez.
14. Zagrałeś kiedyś z Marco krótki koncert akustyczny, wykonując razem ‘Locomotive Breath” Jethro Tull i „Money” Pink Floyd – czy to właśnie z Marco dzielisz najwięcej muzycznych fascynacji?
Zagranie tego koncertu było ogromną przyjemnością. Był to akustyczny set, zagrany dla firmy Genelec produkującej sprzęt nagłaśniający (którego jesteśmy fanami). Obydwoje z Marco dorastaliśmy w latach 70-tych, łykając te wszystkie wspaniałe zespoły ze złotego okresu. Ciągle marzymy o tym, żeby zbudować wehikuł czasu, za pomocą którego przeniesiemy się do tamtych cudownych koncertów, na które wtedy byliśmy za młodzi…
15. Jaka atmosfera panuje w zespole? Jesteście dobrymi przyjaciółmi?
Bardzo. Tego się nie da opisać. Atmosfera totalnej radości, podniecenia i miłości.
16. Jakie masz wspomnienia związane z zespołem, włączając w to początki Waszej znajomości? Czy są jakieś szczególne momenty, do których wciąż sięgasz pamięcią?
Ooo, tak… Kiedy filmowaliśmy teledysk do utworu „The Islander” zacząłem trenować „Jak stać się Finem”. Zostałem przez to wmanipulowany w pójście do sauny z chłopakami. Fińska sauna to prawdziwy hardkor. Gorąco nie do zniesienia. Kiedy mój mózg zaczął parować, a śmierć była blisko, przynieśli transporter piwa i zaczęło się alkoholowe szaleństwo. Czołgałem się na rękach i kolanach płacząc…
17. Które utwory lubisz grać najbardziej? Jakie są Twoje ulubione utwory Nightwish?
Obecnie jest to „I Want My Tears Back”. Kochamy ten utwór, a do tego niesamowicie wpływa na publikę.
Tłumaczenie: Daviduzz, Adrian, Cela
Wszelkie prawa zastrzeżone. Własność: oceansouls.pl
Dziękujemy wszystkim, którzy wzięli czynny udział w zadawaniu i tłumaczeniu pytań!
Wywiad z Marco dla “Loud”
Pierwszy wywiad w tym roku dla magazynu „Loud”. Marco opowiada o trasie i filmie Imaginaerum. Będą pokazy czy nie?
Wywiad pochodzi ze strony LOUD
—
Loud: Minęło kilka lat od Waszej ostatniej wizyty w Australii.
Marco: Tak, to było w 2008, a może w 2009? Myślę, że jednak w 2008. Trochę minęło. Jesteśmy tutaj z Sabatonem, to nasze pierwsze spotkanie z chłopakami. Wiem, że w zespole mamy kilku fanów; Tuomas dużo słucha ich twórczości. Ja nie słyszałem zbyt wiele, jeśli mam być szczery. Teraz pojawia się tyle tych nowych zespołów, że już się w tym gubię. (śmiech)
L: (śmiech) To Wasza trzecia trasa po Australii. Za każdym razem z inną wokalistką. Jak Floor wpasowała się w zespół?
M: Wszystko się bardzo dobrze układa. Mam na myśli to, że znamy się z Floor od ponad 10 lat, kiedy razem graliśmy podczas jednej z tras. W 2002 roku After Forever był naszym supportem. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w sytuacji podbramkowej, a ona jest jedyną wokalistką, która będzie w stanie sobie z tym wszystkim poradzić i to poradzić bardzo szybko. Oczywiście udało jej się to, dlatego bardzo ją cenię jako profesjonalistkę oraz za to, w jaki sposób potrafiła to wszystko udźwignąć. Naprawdę zrobiła to bardzo szybko. Wszystko skończyło się w porządku.
L: Wykonuje utwory, które pierwotnie były pisane dla innych wokalistek. Uważasz, że śpiewa je w jakimś stopniu inaczej niż jej poprzedniczki?
M: Oczywiście należy dać wokaliście trochę swobody, aby mógł zinterpretować piosenki po swojemu. Wszystko zależy od możliwości Twojego ciała, niektóre piosenki pasują do kogoś lepiej. Jako wokalista wiem z własnego doświadczenia, że wszystko sprowadza się do malutkich rzeczy, a oprócz tego trzeba mieć trochę pola do manewru. Osobiście uważam, że Floor potrafi dorzucić od siebie coś osobistego do naszych utworów. Jestem bardzo zadowolony z tego, jak sobie radzi.
L: Wygląda na to, że zespół również idzie do przodu małymi kroczkami. Zabranie Floor na trasę i sprawdzenie, jak pasuje do zespołu, bez presji podejmowania ostatecznej decyzji.
M: Tak, bo właśnie w ten sposób to przebiega, kiedy musisz zmienić wokalistkę w połowie trasy koncertowej – w istocie dajesz sobie luksus wykonywania planów natychmiastowych. Coś w stylu: “zagrajmy koncert, zobaczmy jak to będzie wyglądać” i dajesz sobie czas na poznanie, zobaczenie jak jest poza sceną, w barach, pubach, w autokarze, w samolocie itd. Wszystko po to, żeby sprawdzić jak do siebie pasujemy. Jest to więc swego rodzaju luksus, którego dotychczas nie mieliśmy: zagrać koncerty, poznać się i podjąć decyzję na podstawie tego.
L: Nawiązując do odejścia Anette: wiem, że Tuomas był już pytany w innych wywiadach o to i odpowiedział, że oświadczenie przedstawiło sprawę opinii publicznej dokładnie w taki sposób, w jaki chcieliście. Nauczyliście się czegoś po rozstaniu z Tarją, co wykorzystaliście przy odejściu Anette?
M: Tak, nauczyliśmy się tego, że dobrze jest nie zagłębiać się w zbyt osobiste aspekty. Zdecydowaliśmy się zrobić to tym razem w taki sposób, żeby nie stworzyć tego męczącego dziennikarskiego szału, który w okresie odejścia Tarji był ogromny. Przez 6 miesięcy nie udzielaliśmy żadnych wywiadów mediom fińskim, a w prasie i tak codziennie pojawiały się newsy. Chcieliśmy załatwić to prościej.
L: Czy w związku z zaistniałą sytuacją macie jakiś żal i nagracie utwór taki jak „Bye Bye Beautiful” (który ewidentnie dotykał uczuć, jakie towarzyszyły zespołowi odnośnie odejścia Tarji)?
M: Nie, żadnych żali ani nic podobnego. Wtedy czuliśmy, że tak to ma zostać załatwione. Teraz chyba już nie ponosi nas tak łatwo, więc nie musimy nic takiego robić. (śmiech) Ten utwór został usunięty z setlisty, ponieważ o to poprosiłem. To fajny i mocny kawałek, ale kiedy śpiewasz takie słowa, do twojej głowy przychodzą myśli związane z tamtym okresem, powody, dla których powstał. Osobiście chciałbym o nich zapomnieć, dlatego chłopaki zaakceptowali moją prośbę i nie zagraliśmy go na tej trasie ani razu.
L: Rozumiem to bardzo dobrze, choć tak na marginesie, strasznie lubię ten utwór. (śmiech)
M: Tak, ale to jak… jak próba położenia języka na bolącym zębie, którego już nie ma. Mam na myśli to, że czas poszedł dalej.
L: W rzeczy samej. Jestem ciekaw, jakie plany macie na rok 2013?
M: Zeszły rok spędziliśmy w przeważającej mierze w trasie, a koncerty w Australii będą jednymi z ostatnich. Potem mamy 3 miesiące przerwy, może w maju zagramy w Japonii, a na koniec letnie festiwale. Następnie rok przerwy, w czasie której będzie nagrywać demówki, zobaczymy jakie pomysły związane z nowym albumem się pojawią. Latem 2014 pewnie jak zwykle zbierzemy się na naszym tradycyjnym letnim obozie, podczas którego wspólnie pogramy, pogrillujemy i tak dalej, a przede wszystkim sprawdzimy, co przygotowaliśmy na nowy album. To tak w surowym zarysie, bo nic jeszcze nie jest zaplanowane.
L: Ostatni album był bardzo różnorodny. Są jakieś nowe elementy, które chcielibyście wprowadzić do brzmienia Nightwisha?
M: Tak, rzeczą, którą bardzo lubię w Imaginaerum, jest jej różnorodność. Dużo różnych brzmień, ale to wszystko wyszło dlatego, że niewiele planowaliśmy. Mamy zestaw utworów; jeśli nam się podobają, nagrywamy je. Ludzie w kapeli są otwarci na różne nowe rzeczy. Brak planowania takiego np. drugiego “Nemo” sprawia, że tworzymy rzeczy interesujące. Mam nadzieję, że tak też będzie następnym razem. Zobaczymy co nam się spodoba, co nie. Zostawimy te ulubione. Świetnym aspektem całej tej sytuacji jest fakt, że za każdym razem, kiedy działamy w ten sposób ludzie są zadowoleni.
L: Ogromnym wsparciem musi być Wasza lojalna baza fanów, którzy zareagują pozytywnymi odczuciami, niezależnie od kierunku, który obierzecie.
M: Tak, to prawda. Oczywiście to nie jest żaden bezpieczny biznes, bezpieczna praca. Słuchacze, fani są nieprzewidywalni. Mam więc nadzieję, że będziemy mieć sporo ciekawych pomysłów. Dotychczas za każdym razem, kiedy tworzyliśmy album w sposób jaki opisałem, ludzie byli zadowoleni. To wspaniałe. Myślę, że nasza otwartość i szczerość są za to odpowiedzialne. Trzymajmy się tego, a może nie będziemy musieli tworzyć żadnej recepty na sukces.
L: W międzyczasie odbyła się premiera filmu Imaginaerum w Finlandii. Jest zaplanowana jakaś światowa premiera?
M: Bardzo możliwe, że film zostanie pokazany podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie w lutym, co właściwie zdecyduje czy film trafi do innych krajów i będzie tam wyświetlany. A to dlatego, że tam są ludzie z kontaktami, a jeśli się zyska ich zainteresowanie, wiele rzeczy będzie mogło się wydarzyć. W innym przypadku mamy już plany wydania skończonego DVD i Blu-Ray w 2013 roku. Dotychczas mieliśmy premierę tylko w Finlandii. Film nie zebrał dobrych recenzji, (śmiech) ale Finlandia to mały kraj, sześć milionów mieszkańców, w którym na krytykę zawsze można liczyć, jeśli tylko jej obiekt będzie odpowiednio spory. Z recenzji, które czytałem, np. tej z największej fińskiej gazety, masz wrażenie jakbyś czytał opinię nazbyt ambitnych chłopaków grających w gry fantasy i chcących być potężnymi, jak to tylko możliwe. Czekam na opinie z innych krajów. Jeśli przeczytam podobne recenzje autorstwa ludzi, z którymi nie żyjemy po sąsiedzku, wtedy zacznę wierzyć.
L: Jak to jest oglądać siebie na wielkim ekranie?
M: To zabawne. Zrobiliśmy już masę rzeczy przez ponad dekadę. Czas szybko płynie, kiedy pomyślisz o albumach, trasach koncertowych i wszystkich innych rzeczach, teraz jest jeszcze film. Dochodzi do Ciebie, że jesteś w zespole, który zrobił bardzo dużo dla ludzi, żeby mogli to wszystko zobaczyć. Jestem bardzo zadowolony z tego, że nasza sytuacja finansowa pozwoliła na realizację tego typu przedsięwzięcia w takiej formie, którą można przedstawić ludziom. Mieliśmy różne rozmowy, spotkania na ten temat kiedy planowaliśmy film i przyjąłem stanowisko, że jeśli tego nie zrobimy, będziemy tego żałować, więc lepiej to zróbmy. Więc przynajmniej ja w tej chwili jestem zadowolony z efektu. Jeśli obejrzysz film z otwartym umysłem, to może być niesamowita podróż. Jest tam filmowy standard – gra aktorska, dialogi, historia – ale jest to jednak hybryda ze względu na tę wielką ilość muzyki. Wiele rzeczy jest podyktowane muzyką, masz więc połączenie dźwięku i obrazu jak w teledysku, tyle że poszliśmy z tym dalej, aż nagle powstał cały taki film. Tak ja to widzę.
L: Czy jako dziecko w ogóle myślałeś o grze aktorskiej?
M: Nie, i z taką twarzą raczej nic mnie takiego nie czeka. (śmiech) Wystarczająco wielu wstrętnych facetów jest już w biznesie filmowym. Na przykład Gérard Depardieu, nie sądzę, by był jakoś specjalnie przystojny dla kinomanek. (śmiech) Ale kto wie? Zrobienie tego filmu dało mi jednak jasność na jedną sprawę. Biznes filmowy jest jeszcze mniej poukładany niż muzyczny, jest w nim jeszcze więcej postaci i jest jeszcze bardziej drobiazgowy… A i tak już nienawidzę przemysłu muzycznego. Kocham grać, ale cała biznesowa otoczka to coś, bez czego mógłbym żyć.
L: Dobrze powiedziane. Może coś przewrotnego do powiedzenia na koniec?
M: Nic przewrotnego do głowy mi nie przychodzi, ale na koniec powiem tak: świetnie być znowu w Australii, dawno nas tu nie było. Koncerty się całkiem nieźle sprzedają, więc fajnie, że nadal mamy tutaj bazę fanów. Bez tego nie byłoby sensu dalej tworzyć zespołu, jeśli nie mielibyśmy ludzi, którzy naprawdę cię lubią. Wyrazy szacunku dla wszystkich fanów – wszystkiego dobrego i pozdrawiam!