“Once Upon a Nightwish” – Rozdział IV

Rozdział IV


„Naprzód w blasku fajerwerków”

Pulsując zapałem do kreatywności, Nightwish rozpoczął nagrywanie Oceanborn, albumu, który wzniósł ich karierę na zupełnie nowy poziom. „Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek słuchał demówki Oceanborn – mówi Ewo. – Może słyszałem ją bez wokalu albo czegoś, ale jedyne, co pamiętam, to dzień, gdy mieli już gotową płytę i Tuomas wrócił z Finnvox z masterem. Pomyślałem sobie wtedy: ‘Ja pierdolę, co u diabła stało się z tym zespołem!’ Nawet na tym wczesnym etapie byli już bardzo profesjonalną grupą. Z dnia na dzień przemienili się w robiący wrażenie zespół metalowy”.

„Jeśli spojrzeć wstecz, Oceanborn był dla nas prawdziwym przełomem – oznajmia Tuomas. – Wszystko oprócz końcowego miksu zostało wykonane w Kitee. To pierwszy krążek, do którego odpowiednio potrenowaliśmy i w pewnym sensie czuję, że to nasz pierwszy album. Angels Fall First był zaledwie demem”.

Tuomas pisał utwory na nowy album praktycznie w sekrecie. „Tuomas na ogół pisze piosenki sam, chociaż czasami gra albo puszcza swoje nagrane wersje demo na syntezatorze – mówi Tero Kinnunen. – W takim momencie jest trochę trudno pojąć te utwory, bo to dosyć surowe szkice. Muszę jednak przyznać, że nigdy nie nadążałem za procesem na tyle, by móc stwierdzić, co się działo u Tuomasa tuż przed Oceanborn”.

Utwory przeznaczone na album narodziły się wiosną 1998 roku, podczas gdy Jukka i Emppu nadal byli w wojsku. „Słuchałem demówek Tuomasa w domu – wspomina Jukka. – Ćwiczyliśmy wspólnie podczas weekendów. Emppu wciąż był w wojsku. W sierpniu trafiliśmy do studia, gdzie już wszystko było zupełnie inne niż sesja Angels Fall First. Podeszliśmy do sprawy na poważnie. Perkusję nagrywaliśmy w szatni hali sportowej Huvikeskus. Muszę ci powiedzieć, że nieprzyjemne i niepokojące było siedzenie w samotności w ciasnym pomieszczeniu, za zamkniętymi drzwiami, z nawalającymi słuchawkami i mikrofonem do łączenia się z chłopakami, którzy siedzieli 200 metrów dalej na dole. Szatnia miała lepszą akustykę, więc rozstawiliśmy ekrany oraz resztę sprzętu i to w tym miejscu nagrywaliśmy perkusję. Wylewałem wiadra potu, bez końca próbując nagrać najlepszą ścieżkę i jeszcze jakoś to przeżyć. Wtedy całość brzmiała całkiem nieźle”.

Jukka właśnie dostał swój pierwszy zestaw perkusyjny. „Moja mama wzięła pożyczkę na 10 tysięcy marek dla ukochanego syna, więc skoczyłem do sklepu muzycznego i kupiłem swoją pierwszą Tamę Esprit. Niezwykła chwila!”

Z punktu widzenia Tuomasa sesja studyjna Oceanborn była istnym piekłem. „Angels… i Wishmaster były w porządku, ale Oceanborn i Century Child były niezwykle trudnymi albumami – przytakuje Jukka. – Oceanborn ma najtrudniejsze utwory, jakie kiedykolwiek napisaliśmy. Szczególnie jeśli spojrzysz od tej strony, że byliśmy wtedy jeszcze gorszymi muzykami niż teraz. Sięgaliśmy swoich granic – tempa były szybsze, a w każdej piosence było z tysiąc smaczków. Trzykrotnie bardziej skomplikowana muzyka”.

Pierwotnie zainspirowany zespołami The Gathering i The 3rd and the Mortal, Nightwish powstał jako akustyczny, nastrojowy projekt, ale na drugim albumie odmienił się i pozostawił granie do ogniska innym. Według Tuomasa, zmiany tej członkowie grupy nie dokonali z premedytacją. „To był naturalny rozwój. Na Oceanborn można usłyszeć, jak bardzo się rozwinęliśmy jako muzycy. Utwory również były lepsze. Oczywiście kontrakt nagraniowy był dodatkową motywacją, skoro Angels Fall First nagraliśmy bez kontraktu”.

Oceanborn zawierał tyle elementów symfonicznych, że Tuomas potrzebował instrumentów smyczkowych i chórów. Wobec tego poprosił swojego dawnego nauczyciela, Plamena Dimova, o grę na skrzypcach na potrzeby albumu. „Tuomas wyjaśnił mi, jakiej gry ode mnie potrzebuje – wspomina Plamen. – Nie nagabywałem go o to, czy mogę dorzucić to albo tamto; po prostu spytałem, co trzeba zagrać i zagrałem to. Nagrywanie skrzypiec trwało trzy dni. Ja byłem muzykiem a Tuomas dyrygentem. Ten młodzieniec zdecydowanie nabierał pewności siebie – był zdecydowany co do brzmienia muzyki i miał w tej kwestii rację. Profesjonalny muzyk mógłby ulec pokusie i zacząć pouczać Tuomasa w studiu, ale dla Tuomasa ważne było zdanie sobie sprawy z tego, że może to zrobić i że jego sztuka odnajduje akceptację”.

Nagrywanie Oceanborn było nauką wymagającą wiele wysiłku. „Żaden z nas nie był ekspertem w swoim instrumencie, bo wtedy jeszcze nie graliśmy zbyt długo. Powtarzaliśmy nagrywanie nawet łatwiejszych partii pomimo tego, że było też mnóstwo trudniejszych. To musiało być również zupełnie nowe doświadczenie dla Tarji” – mówi Emppu.

Tarja źle wspomina te przeżycia. „Te utwory były tak zajebiście trudne! Ta płyta i cały ten okres w moim rozwoju techniki wokalnej były wymagające. Czasami padałam na ziemię w płaczu i darłam się na chłopaków. Tuomas był naprawdę wredny, po prostu mówił mi, bym śpiewała albo płakała i śpiewała. W ogóle nie rozumieli, w czym tkwił problem – niektóre partie były po prostu zbyt wysokie lub zbyt niskie. Najzwyczajniej w świecie nie miałam odpowiedniego głosu! Chłopacy wymagali ode mnie nie wiadomo czego. To było jak równanie bez rozwiązania – mówiłam im: ‘Czyście zgłupieli? Tego nie da się zrobić! Sami to zaśpiewajcie, jeśli myślicie, że zdołacie!’ To był naprawdę trudny proces i nigdy więcej nie chcę przez to przechodzić. Niektóre fragmenty, jak koniec w Passion and the Opera… Może teraz nie miałabym problemu z zaśpiewaniem tego, ale wtedy – rany. Wiesz, to wymagało śpiewu koloraturowego. [Coloratura (wł.) lub Koloratur (niem.) to pojęcie oznaczające wokal pełen ozdobników i wymagający bardzo wysokiego rejestru. – przyp. aut.] The Pharaoh Sails to Orion też był strasznie trudny”.

„Z tego co pamiętam, Tarja popłakała się już podczas sesji Angels Fall First – mówi Tero. – Chyba po prostu nie mieliśmy wtedy dość czasu. Myślę, że wszystkie utwory zostały nagrane w jeden weekend”.

Tuomas jest zawstydzony tym, w jaki sposób traktowali Tarję. „Zwyczajnie rozkazywaliśmy jej śpiewać – wyznaje Tuomas. – Przyznaję się, to było brutalne. Linie wokalne były trochę zbyt wysokie, bo wcale nie spojrzałem na utwór z jej perspektywy. Melodia refrenu w Stargazers jest tak wysoka, że Tarja nadal nie może jej zaśpiewać, a co dopiero wtedy”.

Tarja była niezadowolona z tego, że musiała śpiewać poza swoim spektrum głosu, ale ten incydent w studiu nie mógł być postrzegany jak poważny konflikt – to była zwykła manifestacja stresu studyjnego. Koniec końców Tero musiał oszustwem skłonić Tarję do nagrania całej partii wokalnej. „Zdołaliśmy nagrać końcówkę Passion and the Opera dopiero, gdy powiedzieliśmy Tarji, by swobodnie zaśpiewała przy wyłączonej taśmie – przypomina sobie Tero. – Wiesz: ‘ Po prostu spróbuj’. Oczywiście trafiło to na album”.

Nawet jeśli niekiedy trzeba było się uciekać do takich nieortodoksyjnych rozwiązań w studiu, zespół pracował nadzwyczaj ciężko nad Oceanborn. „Zdecydowanie włożyliśmy dużo w ten album, nawet jeżeli całość nie była tak dokładnie zaplanowana zawczasu – odpowiada Tero. – Rozpoczęliśmy od perkusji, którą nagraliśmy w ciemnej szatni, by osiągnąć swoisty mroczny nastrój. Wynajęliśmy też lepsze mikrofony od większego studia w Joensuu, choć te również okazały się być gówniane, więc użyliśmy ich tylko do jednego talerza czy czegoś tam. Wkrótce stało się też jasne, że studio robi się zbyt małe dla zespołu i musieliśmy przygotować w chuj dodatkowych miksów, by zwolnić ścieżki. Gdy partie perkusyjne były już na taśmie, nagraliśmy klawisze, a potem zaszła kłótnia pomiędzy Tuomasem i Emppu. Emppu niemal odmówił gry na gitarze”.

Ta sytuacja wskazywała na pierwszy poważny konflikt w grupie – Emppu i Tuomas kłócili się tak zażarcie, że Emppu swoim zachowaniem doprowadził Tuomasa do wyjścia ze studia.

„To był pierwszy raz, kiedy widziałem agresywną stronę Tuomasa – mówi Tero. – Zdawałem sobie sprawę ze sprzeczek, ale nigdy byłem bardzo blisko spraw. Aż tu pewnego dnia w studiu Tuomas nagle rzucił bilą w ścianę. Dostał od Emppu sms, od którego puściły mu nerwy”.

Wygląda na to, że kłótnia dotyczyła zarówno pieniędzy, jak i różnic muzycznych. Według słów Samiego burda dotyczyła konkretnie pieniędzy: „Emppu i Tuomas nie rozmawiali ze sobą podczas sesji Oceanborn i porozumiewali się jedynie poprzez Jukkę. Posprzeczali się o jakieś kwestie pieniężne”.

Z drugiej strony Emppu zaprzecza, jakoby zamienili w studiu choćby jedno słowo na temat pieniędzy. Według niego chodziło o zakwestionowanie jego prawa do nagrywania swoich partii w samotności, ponieważ uważał proces twórczy za bardzo intymny. „Tero nagrywał nam pierwsze albumy w studiu Huvikeskus. Nawet wtedy wolałem nagrywać swoje części sam, własnoręcznie naciskając przycisk nagrywania. Wiele razy mówiłem Terowi, by skoczył na pizzę albo coś tego typu, podczas gdy ja nagrywałem solówkę. Ktoś zerkający mi przez ramię w studiu od początku mnie wnerwiał, ale wtedy nie miałem wyboru, jako że nic nie wiedziałem o sprzęcie nagraniowym i nie mogłem sobie sam z tym poradzić. Nadal nic nie mogę nagrywać – nawet w domu – dopóki nie jest pusto. I nie wydaje mi się, by Tuomasowi się podobało, gdy ktoś stoi obok niego podczas pisania i mówi mu, co ma robić. To taka sama sytuacja”.

Zdaniem Tuomasa spór dotyczył wyłącznie pieniędzy. „Było sporo bałaganu z Teosto [Fińskie Stowarzyszenie Praw Autorskich Kompozytorów – przyp. aut.] i zaczęliśmy się sprzeczać o pieniądze. To ja zarabiam w zespole najwięcej, a w dawnych czasach reszta zespołu była niezadowolona z tego, że ktoś dostaje więcej niż pozostali”.

Jukka zwraca uwagę na to, że na początku pozostali członkowie ledwo się wyrabiali. „Nagrania nie sprzedawały się tak jak teraz. Obecnie zarabiamy mnóstwo forsy, ale wtedy nie zgarnialiśmy praktycznie niczego z występów. Grosik tu, grosik tam, jeszcze jeden grosik ze sprzedaży płyt. Naturalnie, Tuomas miał swoje tantiemy, ponieważ to on pisze teksty i muzykę. Wtedy reszta z nas czuła się z tym źle, bo każdy poświęcał zespołowi cały swój czas. Wydawało się, że jest coś nie tak z systemem”.

Tuomas nie może pojąć, dlaczego kompozytor nie powinien dostawać więcej pieniędzy niż pozostali. „Byłem ja przeciwko nim. Wiesz, też nad tym rozmyślałem i się zastanawiałem, czy jest to sprawiedliwe. W końcu w grupie jest pięć osób. Przemyślałem to sobie i doszedłem do wniosku, że jest to w pełni w porządku. Każdy może pisać utwory. Jeżeli ktoś inny chce być na takiej samej pozycji, może stworzyć swój własny zespół, tworzyć własne utwory i kreować własny fenomen. Wtedy się dowie, jak to jest”.

Szczęśliwie, zespół rozwiązał kłótnię. Patrząc na to wszystko z szerszej perspektywy, konflikt był tak mało znaczny dla Emppu, że po paru latach wcale o nim nie pamiętał.
Tuomas również bagatelizuje ten incydent. „Nie była to jakaś wielka kłótnia, a koniec końców osiągnęliśmy kompromis i załatwiliśmy sprawę – wyjaśnia. – Kompromis polegał na tym, że dzieliłem się swoimi tantiemami od sprzedaży płyt z Teosto z ekipą przez następne dwa lata, tak że każdy dostawał równą część. Teraz, gdy już jestem bystrzejszy i wiem więcej o biznesie muzycznym, zdaję sobie sprawę, że było to naprawdę głupie. Ale dzięki temu zespół pozostał w kupie, a skoro dotarliśmy tak daleko, było to chyba dobre rozwiązanie. Byłem po prostu taki słaby, głupi i naiwny, że nie broniłem się i robiłem to, czego chcą inni. Ale urazy nie żywię. Wszyscy byliśmy żółtodziobami”.

Tuomas podejrzewa, że jego decyzja była dosyć niespotykana. „Chyba o czymś takim się nie słyszy. Nie sądzę, by ktoś kiedykolwiek postąpił tak wcześniej. Nigdy nie przejmowałem się za bardzo pieniędzmi, potrzebuję tylko tyle, by zapłacić rachunki i kupić jedzenie. To, co mi najbardziej przeszkadzało, to poczucie braku szacunku, które odczuwałem. Stworzyłem Nightwish, a pozostali utrzymują się z piosenek, które piszę. Ciekawe, czy chłopaki ze Stratovariusa skarżą się Tolkkiemu, że zarabia zbyt dużo pieniędzy i każą mu dzielić się swoimi tantiemami? Albo czy członkowie HIM sugerują Villemu Valowi, żeby wyrównał nieco wypłaty?”

Jukka później wytłumaczył spór najbardziej charakterystycznym dla Finów grzechem głównym: zazdrością. „Chyba zazdrościliśmy Tuomasowi, bo zarabiał znacznie więcej dzięki tantiemom i tak dalej. Teraz bardzo tego żałuję, ale wtedy siedzieliśmy w tym biznesie dopiero jakieś trzy lata. Jechaliśmy na samej potrawce z wątróbki i makaronie, a tu nagle jeden z nas zarabia tak dużo, że może nawet coś odłożyć. Pozostali z nas w dalszym ciągu musieli liczyć się z każdym groszem, by zapłacić za telefon albo kupić sobie parę pałek do perkusji. Gdy teraz na to patrzę, wiem, że się myliliśmy. Sam mogę chwycić za gitarę albo stanąć przy klawiszach, ale końcowym efektem tego nie zarobię nawet na tę potrawkę z makaronem. Tak po prostu już jest”.

Ludzie w wytwórni Spinefarm dostrzegli ten problem. „Tuomas jest nadzwyczaj demokratyczny i lojalny. Po prostu na początku zbytnio ulegał” – mówi Ewo. Riku Pääkkönen się z nim zgadza. „Tuomas był odrobinę zbyt miły. To artysta, kompozytor i muzyk, a nie prawnik – no, i nie ma w nim zbyt wiele z biznesmena. To jest w Tuomasie świetne, że robi swoje nie myśląc o kasie. a w moim odczuciu jest to jeden z głównych powodów ich popularności. To, co robi Tuomas, płynie prosto z serca – nie jest komercyjne ani wykalkulowane i wydaje mi się, że fani jakoś to wyczuwają w muzyce”.

Oprócz różnic dotyczących pieniędzy, kolejną kwestią wywołującą tarcia był fakt, iż Jukka i Emppu życzyli sobie bardziej wyrazistych ról w zespole. Nie zawsze było w pełni oczywiste, że głównym kompozytorem w grupie jest Tuomas; w szczególności Emppu chciałby, aby jego kompozycje zostały użyte na płytach. Ewo musiał przywołać Emppu i Jukkę do porządku, przypominając im pół żartem, pół serio, że jeśli ich rola w zespole im nie wystarczy, to komuś innemu na pewno tak.

W następstwie tego Jukka przyjął na swoje barki istotną funkcję zarządzania sprawami finansowymi zespołu, jednak Emppu wyszedł z nieporozumienia z ranami, które nie pozwoliły mu przez dłuższą chwilę o tym zapomnieć. „Ewo albo Riku powiedział, że zespół powinien wymienić gitarzystę i perkusistę – wspomina Emppu. – Po tym przez dosyć długi czas żywiłem urazę do Ewa, ale to już minęło”.

Sytuacja musiała być niezręczna również dla Ewa, bo nie może sobie przypomnieć szczegółów problemu. Jak na nowoczesnego menadżera nawet Ewo może być trochę zbyt uprzejmy – w końcu zadowolenie każdego obozu bez zranienia niczyich uczuć jest zazwyczaj niemożliwe. Tak czy owak, fakt, że nie jest z natury surowy czyni go najlepszym możliwym menadżerem dla Nightwisha. Dla Tuomasa zespół jest jego życiem i Ewo stanowi tego część. Stara się on zajmować danymi sprawami jak należy, bez urażania nikogo oraz upewniać się, że sprawy zespołu i ekipy realizatorskiej są załatwione zarówno od strony zawodowej, jak i osobistej.

Emppu częściowo się zgadza: „Ewo to radosny koleś i życzy wszystkim jak najlepiej, ale widziałem, jak staje się groźny, gdy coś zaczyna się walić – jeżeli istnieje taka potrzeba. Z jakiegoś powodu ludzie postrzegają wszystkich menadżerów jako sukinsynów, ale Ewo taki nie jest. Do pewnego stopnia warto jest unikać ranienia innych, ale rzecz jasna to tworzy ryzyko, że ktoś postanowi to wykorzystać. Analogicznie Ewo pozwala na to do pewnego stopnia, ale jeśli druga strona przekroczy pewną granicę, to na pewno się odpłaci”.

Tuomas był zasmucony sprzeczką, ponieważ zawsze odczuwał silną potrzebę zrozumienia jego motywów przez innych ludzi. „Zawsze miałem naprawdę niską samoocenę – odpowiada lata później. – To największa tragedia mojego życia. Ciężko mi przychodzi docenianie tego, co robię, choć Nightwish jest dla mnie czymś naprawdę wielkim. Czasami miewam chwile olśnienia i czuję, że faktycznie stworzyłem coś wartego uwagi i udało mi się dać szczęście wielu ludziom. Gdybym nie odwiedził Tarji dzień przed świętami i nie poprosił ją o zaśpiewanie na naszym demie, kim by się stała?”

„Z chłopakami jest tak samo. Ostatecznie to ja dałem im szansę zaznać uroku koncertowania w zespole rockowym i zwiedzić świat – kontynuuje Tuomas. – Jestem zadowolony z siebie, gdy myślę o tym, co zrobiłem, moich pomysłach i dobrych rzeczach, którymi obdarowałem ludzi dookoła. A są też fani, którzy twierdzą, że nasza muzyka trzyma ich przy życiu albo ocaliła od samobójstwa i tym podobne. Takie rzeczy sprawiają, że czujesz się świetnie. No, więc gdy najbliżsi mi ludzie – moi kumple z zespołu – przyszli i powiedzieli, ‘Ty jebany hitlerowcu, zarabiasz za dużo forsy, oddaj ją nam’, to było straszne uczucie. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek sobie z tym poradzę”.

Tuomas wini siebie za to, że nie ustalił jasno reguł w zespole już na samym początku. „Być może we wczesnych latach niewystarczająco jasno oznajmiłem innym, że utwory będą pochodzić tylko ode mnie i dlatego wynikły takie sytuacje. Emppu mógł czuć się źle z tym, że jego pomysły nie zostały wykorzystane, ale z drugiej strony nie zaoferował niczego oprócz riffu i refrenu do Sacrament of Wilderness, które słychać na płycie”.

W odczuciu Tuomasa po tych kłótniach coś zostało bezpowrotnie utracone. „To był początek końca niewinności – wskazuje. – Najpierw graliśmy wspólnie dlatego, że byliśmy przyjaciółmi i było fajnie. Aż nagle zdaliśmy sobie sprawę, że chodzi o coś więcej. Po tym nic nie było takie samo”.

Konflikty jednakże nie zmniejszyły szacunku Tuomasa dla swoich kolegów z zespołu, a w szczególności Emppu zyskał jego poważanie. „Emppu to klasyczny przykład osoby, która zna swoją rolę – zajął swoje miejsce w zespole i zawsze daje z siebie wszystko. Ludzie mówią, że jego radość z gry jest widoczna na milion mil”.

Po dojściu do zgody nagrania przebiegały sprawnie. Tero Kinnunen zaczął razem z Emppu nagrywać partie gitarowe, a pod koniec dnia Tuomas przychodził słuchać, co ich dwójka zdziałała. „Odrobinę się martwiliśmy tym, jak dać Emppu do zrozumienia, że coś mogłoby wymagać poprawek – opisuje sytuację Tero. – Ale Emppu zawsze grał to, o co go proszono. Ja byłem jak pośrednik – starałem się być uczciwy i dogadać się z każdym”.

„Sesje nagraniowe ciągnęły się całymi wiekami – wzdycha Tuomas. – Jeśli dobrze pamiętam, przez jakieś dwa miesiące tkwiliśmy tam każdego dnia. To był wyniszczający nerwy proces. Chodziło o to, by uzyskać autentyczne brzmienie, więc zaprosiliśmy do studia flecistę. A później pojawiło się legendarne ‘Trio Wtopa’ z orkiestry miejskiej w Joensuu: wiolonczela, skrzypce i skrzypce tenorowe. Nie za bardzo wiedzieli, co mają grać i nie wydaje mi się nawet, by ich to bardzo interesowało. Całość była trochę kiepsko zorganizowana i trzeba było poszczególne partie nagrywać w kółko na nowo. Na przykład Moondance jest utworem, który ma bodajże 20 ścieżek samych instrumentów smyczkowych i na początku to ‘Trio Wtopa’ go grało. Zagrali swoje partie trzy albo cztery razy, a następnie ja zagrałem swoje partie klawiszowe dwa razy. Później nasz trzeci skrzypek, nauczyciel muzyki Plamen Dimov, dokonał paru poprawek, po czym nagrałem keyboard jeszcze raz. Istna amatorszczyzna, ale myślę, że wynieśliśmy coś z tego doświadczenia”.

Sami ma interesujące spojrzenie na esencję utworu. „Moondance wyszedł na swój sposób całkiem zabawnie, pomijając nawet to, że wydawał mi się trochę odległy od ścieżki obranej przez zespół – mówi Sami. – Utwór przypominał mi ścieżkę dźwiękową w ogólnokrajowej loterii, więc zacząłem go nazywać ‘Lotto Piosenką’!”

„W tym utworze jest ciekawy chór – śmieje się Jukka. – Ten pomysł wpadł dosłownie w ostatniej chwili. Była piątkowa noc i zbieraliśmy się do wyjścia do baru w Kitee. Akurat słuchaliśmy albumu jakiejś grupy, na którym były naprawdę zajebiste wokale w tle. Narodziła się myśl, że też trzeba nagrać jakieś śmieszne dodatki dla Karmili do zmiksowania, więc dośpiewaliśmy te pijackie wokale w Moondance. Próbowaliśmy też wielu innych rzeczy, dmuchanie w butelki po piwie i takie tam, ale koniec końców ostał się tylko ten byczy chórek”.

Emppu niespecjalnie polubił Moondance, a nawet protestował przeciwko jego umieszczeniu na płycie, ale reszta w końcu przekonała gitarzystę do zaakceptowania utworu. Tuomas podkreśla, że Nightwish to demokracja, w której odmienne punkty widzenia są brane pod uwagę. „Niezbyt często popadaliśmy w niezgodę w kwestiach muzyki. Nikomu się nie zdarzało mówić: ‘Ten numer jest tak gówniany, że naprawdę nie możemy go wypuścić’. Myślę, że Moondance był jedynym, którego Emppu pod żadnym pozorem nie chciał widzieć na krążku. Wreszcie udało się nam zmienić jego zdanie, choć trzeba było go nieco przebłagać. Wiesz, to całkiem w porządku kawałek; może nie rewelacyjny, ale i nie całkowita porażka”.

Ostatecznie Emppu w dalszym ciągu był zadowolony z albumu. „Pierwszy album to była tak naprawdę próba, a na drugim słychać, że nauczyliśmy się nieco na swoich błędach – powiedział Emppu w 2003 roku. – Myślę, że Oceanborn to nasza najlepsza płyta. Nie jest zbyt wygładzona i sterylna. Gdybyśmy nagrali ją później, brzmiałaby znacznie lepiej, ale być może byłaby zbyt wyrachowana. Oceanborn jest surowy, czuć w nim dużo rock’n’rolla. Wręcz ociekaliśmy kreatywną pasją i chcieliśmy pokazać wszystkim, na co nas stać. Wciąż mamy ten zapał, ale teraz wszystko jest bardziej profesjonalne – jeżeli w partii prowadzącej gitary jest najdrobniejszy zgrzyt, gramy to jeszcze raz, bo nie chcemy zostawić na albumie żadnych błędów. Oczywiście zawsze trafią się jakieś skazy, ale wydaje mi się, że gdy zespół robi swoje przez dłuższy czas, traci on pewną spontaniczność. To chyba normalne. Gdy poprawiają się zewnętrzne okoliczności i można sobie pozwolić na wykonywanie zadań lepiej, trzeba coś po drodze utracić”.

Nightwish zawarł też drugi wokal na Oceanborn. „Pan Wilska dołączył – wspomina Tuomas. – Już w Nattvindens Gråt lubiłem jego głos, to, jak artykułuje, growluje i interpretuje muzykę. Wpadłem na pomysł, że powinniśmy spróbować stworzyć kontrast dla głosu Tarji w dwóch utworach, a ponieważ wyciągnąłem wnioski z moich błędów na Angels Fall First, nie zamierzałem już nigdy otworzyć ust do śpiewu. Nie że mój głos jest taki okropny – później sobie to wybaczyłem – ale jeśli zespół ma ruszyć do przodu, muszę się zamknąć. Podczas Angels Fall First próbowałem zachęcić Jukkę, Emppu albo kogoś innego do śpiewu, strzelając sobie samobója – naturalnie odpowiedź brzmiała ‘Dlaczego sam nie zaśpiewasz?’ Cóż… Bo nie!”

Tapio był później znany jako wokalista Finntrolla, zespołu inspirującego się black metalem, folklorem i muzyką humppa [wywodzący się z Finlandii gatunek muzyczny powiązany z jazzem i szybkim fokstrotem – przyp. tłum.]. Wilska sam twierdzi, że polubił Nightwish już za czasów Angels Fall First. „Tuomas zadzwonił. Powiedział, że nagrywają nowy album i chcieliby, abym przyszedł i stworzył nieco kontrastu w wokalu. To była prawdopodobnie najkrótsza sesja nagraniowa mojego życia – gdy przyjechałem, Tuomas był już na miejscu i z miejsca wyłożył sprawę jasno: ‘Tu są teksty, tu masz mikrofon, kabina jest tam’. W trzy minuty wytłumaczył, jak lecą utwory. Devil and the Deep Dark Ocean potrzebował dwóch podejść, The Pharaoh Sails to Orion może trzech. Razem w studiu w Kitee byłem przez okrągłe 52 minuty. ‘Dzięki, na razie’, powiedziałem i wróciłem do Savonlinny. W ciągu tych 52 minut mieliśmy też czas na wysłuchanie czterech albo pięciu piosenek, które nie miały jeszcze wokalu Tarji. Samą muzyką byłem porażony, myślałem sobie: ‘Cholera, ci ludzie kroją coś poważnego!’ Spodziewałem się czegoś w stylu The Carpenter, ale gdy usłyszałem tę symfoniczną falę i szybką podwójną stopę, zastanawiałem się, co u licha się stało. Kurde, co wyście brali? Niedługo później album trafił na listy przebojów”.

Towarzysz broni Tuomasa z orkiestry wojskowej, flecista Esa Lehtinen, również został zwerbowany na potrzeby albumu. „Esa jest saksofonistą tenorowym w zespole wojskowym z północnej Karelii, ale gra także na flecie – mówi Tuomas. – Podczas nagrywania Oceaborn zdałem sobie sprawę, że warto byłoby mieć flet na płycie. Jako że znałem dobrze Esę, zaprosiłem go do współpracy. To cholernie dobry instrumentalista – jednocześnie człowiek po czterdziestce, z rodziną, starszy pułkownik, nadal w służbie. Tak się składa, że zagrał już na pierwszym albumie w utworach Nymphomaniac Fantasia i Lappi. Na Oceanborn zagrał w Gethsemane, Walking in the Air i Moondance, a na Wishmaster pojawia się w Come Cover Me, Two For Tragedy oraz FantasMic. Później z nami nie pracował, ale jego wkład w te pierwsze trzy płyty jest znaczny”.

Zarówno dla zespołu, jak też dla Spinefarm, Oceanborn był pierwszym albumem zmiksowanym w studiu Finnvox przez producenta Mikka Karmilę. W późniejszych czasach Spinefarm regularnie z nim współpracował, ale to Nightwish szczyci się „odnalezieniem” go.

„My ’odkryliśmy’ Karmilę, a później prawie każdy zespół od Spinefarm z nim pracował – mówi Tuomas. [Karmila zyskał poważanie w późnych latach 80. dzięki wyprodukowaniu debiutu fińskiej legendy speed metalu, Stone – przyp. aut.] – Początkowo Ewo zasugerował Tima Tolkkiego ze Stratovariusa do zmiksowania Oceanborn, a my na to: ‘Wow!’ – w końcu Tolkki był w tamtych czasach naszym bogiem. Nie mogę sobie przypomnieć szczegółów, ale ostatecznie to Karmila się tym zajął i byliśmy równie podekscytowani”.

Tuomas pamięta, że jego pierwsza wizyta w Finnvox była swego rodzaju szokiem. „Podziwialiśmy Karmilę za to, że stał za końcowym miksem Visions Stratovariusa i koniecznie chcieliśmy osiągnąć taki sam dźwięk na naszej płycie. Karmila współpracował też z fińskimi grupami Don Huonot i Waltari, więc budził w nas wielki respekt. Z drugiej strony Mikko sprawiał wrażenie ponuraka, a także był fiutem pod każdym względem, no więc początkowo komunikacja była nieco utrudniona. Ale gdy już nauczysz się rozumieć jego poczucie humoru, okazuje się, że to świetny gość. Myślę, że nas też lubi na swój sposób i docenia naszą robotę. Tarja to jedyna osoba, z którą obchodził się po ludzku, ale pozostałym z nas dostało się po równo. Pamiętam jego legendarny komentarz z ostatecznego miksowania albumu koncertowego – ‘Nauczcie się, kurwa, grać własne piosenki, zanim mi je przyniesiecie!’”

„Gdy ich poznałem, miałem wrażenie, że są naprawdę cisi i nieśmiali – mówi Mikko Karmila. – Niewiele mówili, a jak już, to bardzo cicho. Pamiętam niejasno, że swego czasu krytykowałem ich grę. Pewnie, było mnóstwo błędów, ale cholernie dużo poprawiło się w przeciągu lat. Jestem pewien, że krytykowałem mocno grę na gitarze we wczesnych latach, podobnie jak perkusję. Podczas którejś sesji ktoś mi powiedział, że Jukka jest wegetarianinem, więc oczywiście sobie z tego żartowałem przez naprawdę długi czas, no wiesz: ‘Nie powinieneś grać głodny!’ i takie tam rzeczy”.

Tuomas uważa, że reakcje Karmili były miażdżące. „Singiel Sacrament of Wilderness miał być wyprodukowany jako pierwszy, a Karmila na to: ‘Żartujesz, ten kawałek? To najbardziej trywialny utwór na całej płycie! Refren zaczyna się ledwo po dwóch minutach! Oszalałeś?’ Wiecznie był oporny i niewzruszony, ale pamiętam, jak zachwalał Gethsemane, nazywając to ‘muzyczną sztuką’. Spodobał mu się też Walking in the Air. Ostatecznie doszliśmy do konkluzji, że chcemy z tym człowiekiem współpracować w przyszłości”.

Tak też uczynili. Inżynier od masteringu, Mika Jussila, wolny strzelec w Finnvox, zajmował się już masteringiem Angels Fall First i zespół pracował z nim również przy Oceanborn. Od tamtego czasu jest razem z nimi – w końcu po co wymieniać zwycięską drużynę.

Zanim Oceanborn trafił na rynek, Sacrament of Wilderness został wydany jako „dzielony” singiel, zawierający również utwory trzech innych zespołów, zgodnie z ówczesnym zwyczajem wydawcy. Na tym przez długi czas niedostępnym singlu gościli też Eternal Tears of Sorrow i Darkwoods My Bethrothed.

Do tego utworu nagrano też teledysk podczas koncertu w Huvikeskus w Kitee 13 listopada 1998 roku. Zespół niechętnie rozmawia na temat klipu, który prawdę powiedziawszy wyszedł nader amatorsko. „To miał być klip koncertowy – wyjaśnia Tarja z szyderczym uśmiechem. – Jest absolutnie beznadziejny. Jacyś ludzie ganiali wokół sceny z kamerami. Potrzebowaliśmy po prostu jakiegoś nagrania – szybko”.

W wideo, nagranym ze znikomym budżetem, zobaczyć można „taniec łosia” w wykonaniu Tarji oraz jej przezabawną fryzurę – włosy spięte z tyłu i dwa świńskie ogonki wystające z całego tego bałaganu. Te tragikomiczne szczegóły mogą być powodem, dla którego zespół nie lubi rozmawiać o teledysku, ale z całą pewnością nie osłabił on sukcesu singla.

Sacrament of Wilderness gościł na fińskiej liście najlepiej sprzedających się singli przez 20 tygodni, 4 tygodnie spędzając na samym szczycie i sprzedał się w liczbie 5 tysięcy kopii, co kwalifikuje go do miana Złotej Płyty. Podróż ku sercom Finów właśnie się rozpoczęła, a gdy został wydany album, cały świat miał się otworzyć na zespół.

Lokalna gazeta „Karjalainen” tak napisała o osiągnięciach grupy 22 listopada 1998r.:

Parę lat temu pochodzący z Kitee Nightwish dołączył do pierwszego rzędu fińskiego rock-metalu. Po krótkim okresie ciszy zespół powraca. Nowy album zostanie wkrótce wydany, a Tuomas Holopainen opisuje go jako bardziej wymagający i uderzający w porównaniu z ich debiutem. (…) ‘Debiut zespołu był ledwie „demem” w porównaniu z Oceanborn’ – mówi kompozytor i klawiszowiec Tuomas Holopainen na temat płyty.

„Nowy album jest silny, kreatywny i pełen pasji; tak bym go opisał. Jakie słowo najbardziej pasuje na opisanie czegoś, co płynie prosto z serca? Nowa płyta jest kompletna jako całość, muzycznie i melodyjnie zdecydowanie lepsza niż nasza pierwsza”, opisuje Holopainen.

Tak jak debiut, nowy album będzie w sprzedaży w Europie, a nadzieje wiąże się przede wszystkim z Niemcami, gdzie zeszłego roku Angels Fall First otrzymał gorące powitanie.
Na nowy album składa się 10 utworów i jest on oparty o motyw morza widoczny w tytule. Tuomas Holopainen wybrał ten konkretny temat ze względu na prymitywną, żywiołową potęgę morza oraz jego mistycyzm.

„Morze jest jak łono, początek wszelkiego życia, co stanowi odpowiednią metaforę świata lub wszechświata w ogóle. Posiada też niezwykłą potęgę.”

Wygląda na to, że Nightwish wreszcie odnalazł swój własny głos. Zespół wyjaśnia, że zmiana stylu miała wiele do czynienia z ich ówczesnymi idolami. „Wtedy największy na świecie był dla nas Stratovarius, co zresztą słychać na albumie – wyznaje Tuomas.

„Wybraliśmy się na koncert Stratovariusa w Kuopio – wspomina Tarja. – Naprawdę wtedy podziwialiśmy tych ludzi i mieliśmy wielki szacunek dla ich twórczości. Byli też od nas starsi – znaczy się, w porównaniu z nimi byliśmy zwykłymi dzieciakami. No i wydawali się tacy odlegli. Obserwowaliśmy występ z samego końca sali i bawiliśmy się jak szaleni. To mógł być jeden z tych momentów, kiedy w umyśle Tuomasa zaczęły się klarować myśli o tym, do czego musimy dążyć”.

Od strony profesjonalnej zespół również dojrzał. „Wszyscy ćwiczyliśmy jak nakręceni i dużo graliśmy wspólnie – opisuje Jukka. – Nasze umiejętności stały na zupełnie innym poziomie niż wcześniej. Do tego czasu po prostu brzdąkaliśmy i bawiliśmy się razem, ale nagle uświadomiliśmy sobie, że mamy dążyć do płyty tysiąc razy lepszej niż poprzednia. Każdy z nas wymagał od siebie cholernie dużo”.

Riku Pääkkönen również dostrzegł przemianę. „Gdy już wysłuchaliśmy pierwszych, dosyć surowych miksów, bez problemu zauważyliśmy, że stało się coś niezwykłego. Nowe utwory dawały czadu. Pierwszy album sprzedał się na tyle dobrze, że nie trzeba było się nawet zastanawiać nad sensem wydawania następnego, a nowy materiał był dla nas wystarczająco obiecujący, by zainwestować w Oceanborn znacznie więcej. Zajęliśmy się paroma rzeczami w Finnvox z Mikkiem Karmilą na czele i ogólnie zdecydowanie więcej włożyliśmy w marketing, nawet więcej niż obecnie przeznaczamy na nasze grupy. To pokazuje, jak bardzo byliśmy podekscytowani albumem”.

Według Ewa zespół miał mnóstwo swobody podczas tworzenia Oceanborn. „Praktycznie w ogóle nie kierowaliśmy zespołem – cóż, podczas nagrywania klipu do Sacrament of Wilderness powiedzieliśmy im, że nie mogą przyjść w koszulce z Myszką Miki albo czymś w tym stylu na sesję zdjęciową. Ich gust w kwestiach ubioru był wówczas dosyć… uległy. Zatrudniliśmy też stylistę fryzur i różnych takich, żeby wyglądali na kapelę, a nie grupkę studentów”.

Niewykluczone, że zespół mógłby się obejść bez „stylisty fryzur i różnych takich”. Chociaż wszyscy już się ubierali na czarno na modłę prawdziwego metalu, to nadal wyglądali jak banda maminsynków na niedzielnej mszy. Jednak prawdziwą katastrofą podczas sesji zdjęciowej była Tarja wyglądająca jak dziewczyna ze wsi. Przypominająca kostium z filmu Heidi wiejska sukienka z niskim dekoltem sprawiała, że Tarja wyglądała na masywniejszą niż w rzeczywistości była, a obfity make-up budował aparycję wyszminkowanej pandy. Z jakichś nieznanych przyczyn stylista fryzur wpadł jeszcze na pomysł, że liście klonu będą się ładnie prezentować na Tarji, więc oto i one, pośrodku splecionego kłębu włosów.

Na szczęście bronili się muzyką. „Gdy album wyszedł na początku grudnia 1998 r., odwiedził na krótko listy przebojów – mówi Tuomas. – Potem zniknął na okres bożonarodzeniowy, ale po świętach wskoczył z powrotem i to od razu na dwunaste miejsce. Pamiętam, jak Katri Hämäläinen, ówczesny asystent ds. promocji w Spinefarm, zadzwonił do szkoły, gdzie pracowałem jako asystent nauczycielski. To była jedna z tych magicznych chwil: ‘Numer dwanaście, jak to możliwe?’ A w następnych tygodniach album wzniósł się na miejsce siódme, szóste i w końcu piąte. Zostaliśmy zaproszeni do muzycznego programu telewizyjnego Lista, gdy album znajdował się na miejscu siódmym. Denerwowałem się jak diabli”.

Pierwszy występ telewizyjny zespołu był chrztem ognia również dla Jukki. „Zagraliśmy siedem koncertów po naszej pierwszej płycie i jeszcze jeden po wydaniu Oceanborn – a nasz dziewiąty leciał w telewizji na żywo”.

Program Lista był cotygodniowym show w fińskiej TV2, gdzie pokazywano ranking 40 bestsellerowych albumów Finlandii i można było obejrzeć teledyski i występy na żywo. Podczas swojej wizyty w studiu Nightwish zagrał utwory Sacrament of Wilderness oraz Gethsemane. Widać było, że zespół koncentruje się na grze, a nie na pokazaniu się: Tuomas cały czas wpatrywał się w swój keyboard; nowy basista, Sami Vänskä, ani razu nie ruszył się ze swojego miejsca, a choreografia Emppu składała się z paru wybranych kroczków w bok. Razem z zespołem wystąpiła też Marianna Pellinen. Najbardziej zrelaksowaną osobą na scenie była Tarja, nawet jeśli jej wygląd po raz kolejny nie był idealny. Włosy rozwiewane przez wiatr i zdecydowany nadmiar tuszu do rzęs odciągał uwagę od, jeśli nie liczyć powyższego, zadowalającego make-upu.

Występ był niezapomniany z paru powodów. „Graliśmy na żywo zaraz po kapeli Klamydia [fiński zespół rockowy – przyp. aut.] – śmieje się Tuomas. – Ich wokalista, Vesku Jokinen przyszedł do nas zaraz przed występem. ‘Połamania nóg’, powiedział – i puścił bąka. Nigdy tego nie zapomnę!”

Pääkkönen był zadowolony z sukcesu płyty. „Wydana pod koniec roku, jeszcze przed świętami dołączyła do hitów sprzedażowych, co jest całkiem niezłym osiągnięciem. Po świętach ponownie wkroczyła na listy bestsellerów i, jeżeli dobrze pamiętam, podobne wojaże tego typu parę razy się powtórzyły. Właściwie to gdyby zabrać albumy ze sklepów i rozpocząć niewielką kampanię reklamową, moim zdaniem Oceanborn wróciłby na listy przebojów. Gdybyśmy pokierowali nabywcami tak, by kupowali album w określonym tygodniu, wyniki sprzedaży byłyby pewnie na tyle duże, by zakwalifikować go wśród najbardziej rozchwytywanych”.

Tematyka fantasy w lirykach zespołu w dalszym ciągu wywoływała zaciekawienie – i radość – wśród mediów. W styczniu 1999 r. Tuomas skomentował teksty w wywiadzie dla magazynu metalowego „Suomi Finland Perkele”. „Przyznaję, że liryki mogą być ekstrawaganckie, nawet pompatyczne, ale nie są stereotypowe. Staramy się trzymać z dala od rutyny zwyczajnego życia. Eskapizm jest dla nas ważny i staramy się tworzyć muzykę o nastroju, w którym można się zatracić. Nigdy nie miałem problemu z doborem tematyki. Teksty przychodzą mi na myśl spontanicznie”.

Wiodące czasopismo muzyczne w Finlandii, „Soundi”, zauważalnie zmieniło swoje nastawienie względem zespołu od czasów dema. Debiut otrzymał cztery gwiazdki na pięć, a Oceanborn otrzymał od Marka Säynekoskiego komplet:

Angels Fall First był nadspodziewanie dojrzałym debiutem młodego zespołu, nawet jeśli jego członkowie nabyli doświadczenie w innych projektach. Ich wysokie aspiracje były wyraźne już w debiucie, jednak nowy album dowodzi tego, iż miano Nightwish oznacza jakość.

Poprzez drugi krążek grupa stawia krok w stronę cięższej muzyki, nie porzucając swych pięknych, poruszających melodii, które już zdążyły wywrzeć trwałe wrażenie na słuchaczach. Wymiany zdań pomiędzy keyboardem i gitarą momentami pachną progrockowymi popisówkami, jednakże Nightwish nie tworzy muzyki z zamiarem przechwalania się swoim instrumentalnym mistrzostwem. Główny nacisk jest kładziony na nastrój i zespół niewątpliwie wyróżnia się umiejętnością wyczarowywania dramatycznych, muzycznych pejzaży.

Jednak ponad wszystkim Oceanborn to album metalowy, nawet pomimo tego, że zespół okazjonalnie dociera w miejsca nieznane współczesnemu heavy metalowi. Nightwish stoi na czele neorenesansu ciężkiego rocka: szanuje tradycje, lecz nie poddaje się im. To właśnie czyni Oceanborn o klasę błyskotliwszym niż wielu innych przedstawicieli gatunku.

Inne media powitały Oceanborn z równym entuzjazmem. Tylko kilku krytyków źle reagujących na powermetalowe wpływy zespołu stwierdziło, że Nightwish utracił część swej tożsamości, gdy kojący spokój ich muzyki ustąpił miejsca metalowej bombastyczności.

Choć może to się wydawać nieprawdopodobne, Oceanborn został również oskarżony o propagowanie „herezji” w tekstach. „Pewna nauczycielka z podstawówki i liceum w Kitee uznała nasze teksty za prowokatorskie i satanistyczne – potrząsa głową Tuomas. – Przetłumaczyła na fiński tekst Devil and the Deep Dark Ocean. Widziałem list, który wysłała do pastora parafii Kitee, no i najwyraźniej kręgi chrześcijańskie z Kitee przez jakiś czas uważały nas za jakichś wyznawców Szatana. Szczególnie ta nauczycielka ciągle nas atakowała. Nadal się z nią niezbyt lubimy i chyba nie zmieniła zdania o nas. A wszystko przez ten jeden utwór i to, że na okładce znajduje się odwrócony krzyż. Nawet o tym wcześniej nie myśleliśmy, aż spojrzeliśmy na nią – ‘Kurde, tu faktycznie jest krzyż’.”

Tekst rzekomo bluźnierczego utworu to nic więcej niż mroczne fantasy:

Śnieżna sowa ponad morzem duchów
Piewca starożytnych bóstw
Wykrzykuje opowieść, co nie ma końca
O proroctwie nadchodzących fal

W aurę tajemniczości spowita
Dama w najjaśniejszej bieli
Już wkrótce narodziny wcielonego
Stworzyciela Nocy

Królestwo Jego w głębi ciemności
Zwiastun jutrzejszego świata
Z wody moc posiądzie On
Krwistooki niezrodzony Pan

Śmiertelny uścisk krwawych wód
Kolebka nieprzeniknionej czerni
Zaklęcie spętania Ziemi całej
Na grobowcu niemowlęcia wyryte:

„Dla miłości syreny gotowym umrzeć
Jej uroku, piękna i wzgardy
Oto kres żywota twego, Chwała z mórz Zrodzonemu!”

Nieważne, jak krytycznie patrzy się na ten tekst, nie może on zostać zinterpretowany jako szczególnie „satanistyczny” lub „bluźnierczy”, ale z powodu ich rosnącego sukcesu Nightwish trafił pod lupę w swoim mieście rodzinnym. „Pamiętam, jak zapytałem tamtą nauczycielkę na korytarzu szkolnym, dlaczego zrobiła to, co zrobiła – przywołuje Tuomas. – Powiedziała: ‘No, jak to, ten tekst jest absolutnie straszny! Musiałam coś zrobić, bo młodzi ludzie słuchają tej muzyki!’ ‘Rozumiem’, odpowiedziałem. Koniec dyskusji. Tak się składało, że wikary był przyjacielem mojej rodziny, konkretnie mężem mojej cioci, więc ostatecznie wszystko się rozeszło po kościach. Czasami ludzie miewają niezwykle wąskie horyzonty”.

Tuomas poprosił nawet Plamena Dimova – który swego czasu sprzeciwiał się zainteresowaniu Tuomasa sceną blackmetalową – o przeczytanie „satanistycznych” liryków. „Odpowiedziałem Tuomasowi, że nie zamierzam się wgłębiać w żadne teksty, ale mam pewność, że wszystko czego go nauczyłem przez ostatnie cztery, pięć lat nie ma nic wspólnego z black metalem” – zapewnia Dimov. Wszystko wkrótce ucichło.

Oprócz szybko rosnącego sukcesu w Finlandii, Oceanborn zapewnił zespołowi pierwsze kontrakty zagraniczne. Wkrótce prowadzona przez Bogdana „Boggiego” Kopeca wytwórnia Drakkar Records wydała płytę w Niemczech, Austrii i Szwajcarii.

„Zawitaliśmy na targi muzyczne Midem we Francji – przypomina sobie Riku Pääkkönen. – Nightwish był dla nas priorytetem na rynku zagranicznym. Wydrukowaliśmy trochę plakatów i rozdaliśmy mnóstwo płyt promocyjnych. Zdaje mi się, że tylko Drakkar był zainteresowany. Usiłowaliśmy też podsunąć zespół pod nosy Nuclear Blast i Century Media, ale póki co nie chwycili przynęty”.

Boggi Kopec pamięta swoje pierwsze spotkanie z Nightwishem: „Wydaje mi się, że otrzymałem ich pierwszy album wiosną 1999 r. podczas Midem. W lutym zdecydowaliśmy się wejść w układ z zespołem, a Oceanborn wydaliśmy w maju”.

Jednakże Kopec nie polubił oryginalnej ilustracji z okładki i bez zezwolenia zespołu zatrudnił Markusa Mayera do stworzenia nowej w oparciu o pierwotny pomysł. Tuomas stwierdza, że woli oryginał autorstwa Marii Sandell, ilustrację przedstawiającą dziewczynę unoszącą się w spowitym niebieskim cieniem morzu, oraz przyznaje, że z początku był urażony wersją Drakkaru.

„Była naprawdę obrzydliwa. Blady trup leżący nad jeziorem Kitee i jakaś sowa szybująca w tle. Wytwórnia wcale nie spytała o nasze pozwolenie, zrobili, co im się podobało. Pierwotny pomysł okładki na bank nie polegał na jakimś topielcu z bagien, ale czymś zrodzonym z morza. Z drugiej strony spodobał mi się styl Mayera, więc skorzystaliśmy później z jego usług przy Wishmaster, Century Child oraz Once i wykonał dobrą robotę, tworząc te okładki. Mayer łatwo się dostosowuje i jest otwarty na sugestie. Nie boi się krytyki”.

Niemieckie recenzje Oceanborn generalnie pokrywały się z fińskim odzewem, jednak jako że niemieccy słuchacze rzadko zdawali sobie sprawę z korzeni zespołu w muzyce nastrojowej, zakwalifikowali Oceanborn jako melodyjny power metal z godnym podziwu damskim wokalem operowym lub zwyczajnie określali go jako arcydzieło, które zredefiniuje gatunek heavy metalu, jakim go znamy. Tak czy owak, wespół z płytą Theli zespołu Therion, album zyskał renomę jednego z kamieni węgielnych powstającego gatunku symfonicznego metalu.

Boggi Kopec stwierdza, że Oceanborn miał w Niemczech start z górki. „Mieliśmy z nim nieco szczęścia, bo akurat Rage – jeden z naszych innych zespołów – wyruszał w trasę po Europie i mogliśmy dołączyć też Nightwish do tego tourneé. Wciąż prowadziliśmy agencję bookingową, więc wysłanie Nightwisha w tę trasę było szczęśliwym zbiegiem okoliczności i wielką szansą dla wszystkich – zarówno dla zespołu, jak i dla naszej firmy. Z pewnością trafili z tą trasą w odpowiedni moment, dzięki czemu mogli się pokazać w całej Europie. Grali dobre występy na żywo, co oczywiście również było pomocne. W ciągu trzech miesięcy sprzedaliśmy około 10 tysięcy płyt, co jest świetnym wynikiem, zważywszy na to, że Oceanborn był praktycznie ich debiutem w Niemczech. Myślę, że zespół też był zadowolony, bo Nuclear Blast nie sprzedał zbyt wielu kopii Angels Fall First. Ludzie nie znali tego albumu w Niemczech”.

W pierwszym tygodniu po wydaniu w Niemczech Oceanborn sprzedał się w liczbie 9 tysięcy kopii i trafił na 74. miejsce na oficjalnym rankingu sprzedaży płyt.

Riku Pääkkönen poddaje w wątpliwość wersję Kopeca odnośnie dystrybucji Angels Fall First. „Aż do chwili obecnej nikomu w Niemczech nie sprzedano licencji Angels Fall First. Obecnie Universal dysponuje tytułem, ale licencja wcale nie trafiła do nikogo innego. Gdy zespół zaczął przyciągać zainteresowanie, nie byłoby handlowo rozsądnym oddawać album, a gdy pojawiła się nowa płyta, poprzednia nie potrzebowała żadnych specjalnych działań marketingowych, bo sprzedawała się całkiem dobrze sama z siebie”.

„Interes z Drakkarem został zawarty po Oceanborn i nie był zbyt pomyślny dla nas, ale dobry dla nich – ciągnie dalej Pääkkönen. – Gdy rozpoczęliśmy ekspansję zespołu na rynki zagraniczne, nikt się nie spodziewał, że urosną do takich rozmiarów, więc nie zawiesiliśmy ceny tak wysoko, jak powinniśmy byli. W porównaniu do umów, które zawieramy obecnie, ta z Drakkarem była dla nas fatalna – tak samo dla zespołu, bo ich zyski zależą od naszej umowy. Nie była ona zbyt sprawiedliwa, ale przynajmniej sporo się na tym nauczyliśmy. Spinefarm nie miał wtedy swojego prawnika, a Ewo i ja zwyczajnie nie rozumieliśmy wszystkich kruczków w kontrakcie. Po zatrudnieniu prawnika takie układy już nie były możliwe”.

Pääkkönen mimo wszystko docenia działania Drakkaru, które przyśpieszyły rozwój kariery zespołu. „Drakkar dobrze się spisał. Zainwestowali spore sumy w rozwój kariery zespołu, organizowali trasy i kampanie marketingowe. Wszędzie w wielkich miastach wisiały plakaty”.

Podczas gdy wydawcy zespołu eksplorowali rynki zagraniczne, kalendarz Nightwisha zapełniał się koncertami w Finlandii. Tuomas miał sprzeczne myśli na temat nadchodzącego natłoku pracy. „Ekscytuje mnie występowanie na żywo, ale jak do tej pory tak naprawdę nie zadowolił mnie żaden z naszych koncertów – powiedział w wywiadzie w 1998 r. – Wychodzenie na scenę budzi we mnie lekkie obawy. Nie graliśmy jeszcze zbyt wielu koncertów, więc nie czujemy tej rutynowej pewności siebie. Ale jeśli występ idzie dobrze, uczucie po fakcie jest takie rewelacyjne, że aż się za nim tęskni. A rutyna pewnie się wytworzy krok po kroku”.

Rutyna zaczęła się tworzyć, gdy zespół miał okres wzmożonego koncertowania latem 1998 r. Lenny Lindfors z agencji Welldone rezerwował tyle występów, ile się dało i ekipa Nightwisha już wkrótce pędziła większymi i mniejszymi drogami swojej ojczyzny. Według Tuomasa wystąpili we „wszystkich stodołach, które tylko mijali” i wyszli na scenę trzydzieści razy tego lata. Zespół nadal na tym nie zarabiał, ale już miał swój autokar i techników. W miarę zdobywania doświadczenia scenicznego ich wygląd i jakość na scenie były coraz lepsze.

Ewo uważa, że sprawy naprawdę nabrały tempa dla zespołu po wydaniu Oceanborn. „W Finlandii to było coś dużego. Zespół koncertował jak diabli i w trakcie przemieniał się w grupę profesjonalistów scenicznych. Mieli odpowiednich dźwiękowców i techników oświetlenia. Do wszystkiego doszli sami, nie musieliśmy wiele robić w firmie nagraniowej – przyglądaliśmy się jedynie z boku. Wreszcie zespół pojął, jak się to robi i jak wyglądać na scenie. Ciężko te rzeczy załapać, jeśli pochodzi się z małego miasta. Wydaje mi się też, że zagrali od cholery koncertów za marne pieniądze”.

W końcu wszyscy wrócili z wojska i, według Jukki, oczekiwania co do zarobków nie były zbyt wysokie. „Tarja zajmowała się studiami, ale podczas jej przerwy wakacyjnej zdecydowaliśmy się kuć żelazo póki gorące i poleciliśmy naszemu agentowi, by organizował nam tyle koncertów, ile się da. Co jak co, ale to faktycznie zrobił. W zimie mieliśmy tylko ten występ telewizyjny w Lista i jeden koncert klubowy, ale latem graliśmy w każdym możliwym zakątku”.

Tapio Wilska, który zdążył już postanowić, że koniec z jeżdżeniem w trasy koncertowe, dołączył do ekipy technicznej zespołu podczas trasy Oceanborn. Oprócz pracy technika Wilska śpiewał – a raczej growlował – w piosenkach, które nagrał na potrzeby albumu.

„Skończyłem z pracą w trasach koncertowych gdzieś w 1998 albo 1999 r. Jeździłem z całą masą grup, ale zdecydowałem się odejść po tym, jak na trasie Barathrum/Thy Serpent wydarzyło się parę nieprzyjemnych rzeczy. Po występie w Joensuu żona przyszła, żeby mnie stamtąd zabrać. Decyzję podjąłem w autobusie w stronę Joensuu. Zadzwoniłem do żony i oznajmiłem, że oficjalnie kończę z trasami koncertowymi, nigdzie już nie pojadę z żadnym zespołem. Decyzja była w mocy przez siedem i pół miesiąca”.

Nie trzeba było wiele perswazji, by wyciągnąć Wilskę z powrotem w trasę. „Późną zimą odwiedzili mnie Jukka i Vänskä – mówi Wilska. – Mieli parę growlowanych utworów w swojej setliście, więc skończyłem śpiewając je i dołączając do ich ekipy. W tym samym czasie zostałem też dźwiękowcem Impaled Nazarene, a to jedni z moich najlepszych przyjaciół. Parę dni spędziłem w domu rozmyślając, czy naprawdę chcę znów w to zabrnąć. Zdecydowałem, że chcę”.

Nightwish i jego ekipa stali się niczym rodzina dla Wilski. „Zespół i ekipa zżyli się ze sobą tak mocno, że wszystko przebiegało sprawnie i wspólna praca była przyjemnością. Wszyscy uważali Nightwish za zajebiście dobry zespół, a gdy byli na scenie, każdy z naszej ekipy realizatorów mógł oglądać i świetnie się bawić. Wszystko działało jak marzenie, a zespół na żywo był niesamowity. Zyskałem wielu świetnych przyjaciół, jak Sumi [Ari Suomi, ówczesny główny dźwiękowiec]. Gdy reszta poszła do łóżek, my po prostu siedzieliśmy w korytarzu hotelowym z gorzałą i gadaliśmy. Podczas przeciętnej nocy w trasie spałem może z godzinę. Tak świetnie się bawiliśmy razem. Wszystko między nami idealnie współgrało”.

Biorąc pod uwagę taki harmonogram, nic dziwnego, że życie w trasie odcisnęło swoje piętno na Wilsce. „Ktoś powiedział: ‘Są dni, gdy wyglądasz jak gołąbek, a są dni, że jak posąg!’ Po koncercie w Savonlinnie zdecydowanie czułem się jak posąg. Naprawdę nie mogłem się doczekać śpiewania na żywo w rodzinnym mieście, więc przez 45 minut z pełną mocą wrzeszczałem na scenie – po występie musiałem wysłuchać wrzasków mojego nauczyciela śpiewu, które brzmiały mniej więcej tak: ‘Ty jebany kutasie! Żywcem się ze skóry obdzieram, żeby cię nauczyć śpiewu, ty idioto, a ty całkiem rujnujesz swój głos na tych koncertach! Szacunku dla mnie nie masz?’”

Tak czy owak, życie w trasie było zawsze ciekawe, stanowiło też eksperyment socjologiczny. „Zabawne było, jak po wydaniu pierwszej płyty nie miałem żadnego kontaktu z chłopakami. Potem wyszedł następny album i nagle zauważyłem, że znowu jestem w ekipie. Byłem z nimi przez siedem miesięcy, potem znowu pa-pa i przez długi czas się nie widzieliśmy. A potem kolejny album i znowu jechałem w autokarze okrągłe 7000 kilometrów”.

Nie każdy był podekscytowany podróżowaniem w grupie, szczególnie Sami trzymał się w trasie na uboczu. Jeśli zespół wybierał się do baru, to Sami na ogół zostawał w hotelu, by pogadać i wypić piwo z Wilską. Jak już gdzieś wychodził, to zwykle z Ewem. Mimo to technicy dobrze o nim mówią, a Wilska nadal pamięta stosowaną przez Samiego szczególną metodę wynagradzania swoich techników od basu.

„Dla Samiego ważne było, by jego technicy na nic nie narzekali. Zawsze miał w futerale na bas butelkę Chivas Regal dla swojego technika, pomiędzy strunami i stroikami. Wszystko odbywało się bez słowa, ale jeżeli flaszka była pusta, nowa pojawiała się na miejscu”.

Letnia trasa zjednoczyła zespół i każdy stopniowo zapoznawał się z codziennymi zadaniami i obowiązkami koncertującego bandu. Przy okazji trzeciego koncertu „familia” Nightwisha pozyskała nowego członka, którym był kierowca i technik oświetlenia Tommi Stolt. Stolt, który początkowo zapełniał lukę po kierowcy Anssim Aamuvuorim, w rozbrajający sposób obrócił względnie spokojne życie w trasie do góry nogami.

W drodze do Oulu ów łysy generator chaosu wjechał pod prąd w jednokierunkową ulicę. „Nauczcie się jeździć, wy małpy pierdolone!” – wrzeszczał z głową wystawioną przez okno na nadjeżdżające z naprzeciwka samochody. Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu ekipa Nightwisha dotarła jakoś na miejsce w jednym kawałku.

„Tej kupy gówna nie dało się nawet nazwać autokarem – uśmiecha się Stolt. – To było jak zepsuty wehikuł czasu. Szybkość była ogłuszająca: im szybciej jedziesz, tym bardziej cię bolą uszy!”

Ze Stoltem na pokładzie życie w trasie odmieniło się w przeciągu jednej nocy. „Gdy każdy był znudzony, wszyscy pomdleli albo nikt nic nie mówił, Tommi wyskakiwał ze swoim ‘Super Disco’ – śmieje się Tuomas. – Super Disco na ogół rozpoczyna się od zrzucenia wszystkich ciuchów i otwarcia paru flaszek”.

Stolt stara się rozjaśnić nieco koncepcję Super Disco: „Ów fenomen ma tak wiele oblicz, że ciężko go opisać słowami. Na przykład jednym z produktów ubocznych Super Disco jest pełen mocy, nieobliczalny taniec. Po prostu wymyślasz rzeczy w mig, nowe metody wykorzystywania przedmiotów, urządzeń i ludzi. Warto też dodać, że często motorem napędowym Super Disco jest alkohol”.

Gdy rozpoczyna się Super Disco, wszystko bierze w łeb. Psychoza może zaatakować zarówno podczas próby dźwięku, jak też we wczesnych godzinach porannych, a gdy ubranie spada na ziemię, Tommi zaczyna wariować – w zasadzie to widziano go w stroju Adama już tyle razy, że po jakimś czasie nikt już nie zwracał uwagi. Wszystko od wieszaka po znak drogowy może zostać wykorzystane w występie Super Disco, a w ekstazie jego „pełnego mocy, nieobliczalnego tańca” – na przykład podczas wykręconej interpretacji teledysku hitu z lat 70., Gengis Khan – Stolt może wsadzić do swojego nosa dowolny przedmiot mniejszy od wiadra, zazwyczaj długopisy lub oprawki od okularów. Jeśli dodać do tego Tera Kinnunena, niesławnego dzięki bieganiu z fiutem na wietrze, można sobie wyobrazić, że atmosfera w autokarze często była agresywnie nieintelektualna i zalatywała pornografią.

„Tommi i Ewo to oficjalni zabawiacze zespołu – mówi Tuomas. – Jeśli wsadzisz do jednego busa Tommiego, Tera i Ewa oraz dasz im wódkę, każdy będzie się dobrze bawił”. Jukka dodaje, że Tero i Tommi specjalizują się w absurdalnych przedstawieniach, podczas gdy siłą Ewa jest jego codzienna dowcipność. „Ewo jest naprawdę zabawny, gdy chodzi o małe rzeczy, słowa i ekspresję. Dla niego dowcipy nie potrzebują rekwizytów i szalonych wyczynów, żartować może gdziekolwiek i kiedykolwiek”.

Tuomas pragnie podkreślić, że te wszystkie szaleństwa w wolnym czasie nie powstrzymują Tommiego od wykonywania swojej pracy w należyty sposób. „Tommi to ambitny i skrupulatny profesjonalista. Czasami tylko wymyka mu się poczucie proporcji, na przykład gdy chce mieć co najmniej 40 ruchomych świateł i 500 tysięcy lamp na każdym naszym europejskim koncercie. Ale to wszystko jest częścią jego ambitnego charakteru, co w nim w pełni podziwiam”.

„Tommi często rozstawia oświetlenie w miejscu koncertu o piątej nad ranem, abyśmy mogli dać dobre show – kontynuuje Tuomas. – Jest bardzo dokładny w tym, co robi i robi to naprawdę dobrze. Z początku jego ego było trochę zbyt duże, ale myślę, że to pozytyw – pracował z wieloma zespołami większymi od nas w tamtym czasie, od kapel takich jak Apulanta aż po Aki Sirkesalo, i, o ile się orientuję, jest poważanym i rozchwytywanym człowiekiem wśród fińskich muzyków. Był to dla nas zaszczyt, że chciał pracować z Nightwishem. Tommi jest skrupulatną, punktualną osobą, ale żyje dla pasji i emocji, w sumie tak samo jak ja. Ma wielką wizję na temat swojej pracy i równie wielkie serce. I widać wyraźnie, że popiera nasz zespół. Nigdy jednak nie przyznaje się do błędu”.

Emppu również uważa, że Tommi zbytnio się wywyższał po dołączeniu do drużyny. „Był z niego istny fiut, gdy brakowało nam jakiegoś sprzętu i narzekał, jak to wszystko było świetnie zorganizowane w Neljä Ruusua. Przez jakiś czas tak się zachowywał, choć nie potrwało to bardzo długo. Ale nie można mu pozwolić na samodzielne opracowanie oświetlenia. Jego plany muszą przejść przez cenzurę” – śmieje się Emppu.

Stolt nie sądzi, że był arogancki, gdy dołączył do ekipy. „Jeśli ludzie nie wiedzą, jak się coś robi i przedstawiasz im własną opinię, to jesteś aroganckim chujem? Nightwish zagrał tylko parę koncertów, ale zachowywał się, jakby dokonał już nie wiadomo czego. Fajne z nich były dzieciaki, ale żadne nie wiedziało, jak się te sprawy załatwia. Początkowo nie wydawało mi się, by ta praca potrwała zbyt długo – nadal mielibyśmy do żarcia za kulisami same kanapki, gdyby ktoś nie ubiegł się o coś więcej”.

Z początku Tero ani trochę nie polubił Tommiego, a Jukka mówi, że jego pierwsze wrażenie też nie było szczególnie pozytywne. „Wnerwiałem się, gdy wyprowadzaliśmy się z hotelu nad ranem i ten koleś opowiadał naprawdę niezręczne dowcipy – przypomina sobie Jukka. – Nadal tak robi, ale wtedy jego żarty mnie nie śmieszyły. Zawsze był gadatliwy, ale nie zawsze byliśmy tacy towarzyscy i otwarci jak teraz”.

Krok po kroku Stolt pozyskał sympatię zespołu. Stwierdził, że zdał sobie sprawę z tego, że jednak jego styczność z nim potrwa dłużej w momencie, gdy musiał „pozbierać części perkusji Jukki ze stosu drewna na opał”. Najwyraźniej ojciec Jukki poprosił Tommiego, by załadować perkusję do autobusu i poinformował go, że znajdzie ją w szopie na drewno.

Tommi zajmował się prowadzeniem autokaru przez dobre trzy tygodnie, po których otrzymał możliwość oddania się wyłącznie zajęciom związanym z oświetleniem. Zdaniem Wilski, który sam pełni w zespole dwie role, wygłupy i profesjonalizm w żadnym wypadku nie kolidują ze sobą. „Nawet jeśli się zachowywaliśmy jak psy ze wścieklizną, wcale nie utrudniało to nam wykonywania roboty odpowiednio. To była sprawa honoru ekipy, by wszystko było gotowe i sprawne. Wsadzaliśmy pałki w dłonie Jukki, dawaliśmy mu kopa w dupę i mówiliśmy: ‘Graj dobrze, nie spartol!’ Zaraz później rzucaliśmy Samiemu nastrojony bas i kazaliśmy mu dać popalić. Outsiderzy, zespoły znacznie większe od Nightwisha, komentowali to, jak wszystko świetnie u nas działało: ‘Choć ciężko w to uwierzyć po przyjrzeniu się waszej pracy – zachowujecie się jak Mötley Crüe w swoich najlepszych czasach!’ Gdzieś za wszystkimi wariactwami krył się ogrom profesjonalnej dumy”.

Według Wilski wszystkie dowcipy i różne przypadkowe akty obłąkania biorą się z wiekowej fińskiej tradycji strugania wariata z siebie samego. „Któregoś razu wymyśliliśmy piwny kask. Był to karton po piwie z wyciętymi dziurami na oczy, który wkładało się na głowę. Następnie wciskało się pod ubranie wszystkie poduszki hotelowe, jakie tylko się znalazło i odstawiało taniec á la Village People na parkingu przed hotelem. Mnie i Terowi wychodziło to szczególnie dobrze, a nawet Sumi parę razy dał się na to namówić. Podczas festiwali nasza pełnoprawna ekipa od wszczynania zamieszek była wspierana przez członków zespołów takich jak Apulanta, Trio Niskalaukaus i Disco. W końcu wszyscy byliśmy takimi samymi błaznami. Na pewno zdołaliśmy nabić astronomiczne rachunki za sprzątanie w hotelach”.

Na wypadek gdyby czytelnik zastanawiał się, dlaczego tak wielu muzyków czerpie przyjemność z niszczenia pokojów hotelowych i sprzętu za sceną, warto pamiętać, że ich praca jest nie do porównania z żadną inną. Zdarza się, że brakuje pozytywnych bodźców w trasie i niekiedy celowe narobienie bałaganu wnosi powiew świeżości do codziennej rutyny. W pewnym sensie koncertujący muzyk żyje w zupełnie innym wymiarze rzeczywistości niż tak zwani zwykli ludzie: gdy pracę kończy się o 2 w nocy i adrenalina nadal buzuje w żyłach, ostra impreza zdaje się być jedyną metodą ochłonięcia i zrelaksowania się. Jeśli zespół nie jest wystarczająco popularny, by mieć na następny ranek zaplanowane wydarzenia promocyjne, rockman budzi się po południu i zwyczajnie zabija czas przed próbą. Jeżeli autokar już się kieruje w nowe miejsce, co bardziej zrównoważeni członkowie zespołu mogą się wybrać na zakupy i zwiedzanie, a ci trochę mniej dość często rozpoczynają zabawę w momencie, w którym zemdleli. Jeśli ta sama rutyna jest powtarzana wystarczająco długo, mózg muzyka może utknąć w trybie imprezowym – często stan nieodwracalny dla tych ze słabą samokontrolą.

Do lata 1999 r. nietypowe zachowanie „mötleyowatej” ekipy Nightwisha zdążyło nawet pozyskać im ich własną bazę fanów. „Wszyscy nasi technicy to ludzie z krwi i kości – śmieje się Jukka. – Jak wiele zespołów ma dziewczyny na widowni, które wykrzykują imię inżyniera od monitorów przed występem festiwalowym? Biedny Tero musi to znosić podczas testowania mikrofonów i jest wtedy całkiem zawstydzony i zakłopotany. Powinniśmy na następną trasę zrobić parę koszulek dla techników z ich zdjęciem albo jakimś dobrym hasłem!”

„Oczywiście w trakcie człowiek zapoznaje się z niektórymi fanami na dobre i na złe – mówi Wilska. – Zawsze podchodzi się do pierwszego rzędu i ściska się im dłonie. Może akurat sprawdza się kable przed wniesieniem wszystkiego na scenę i w międzyczasie po prostu trzeba przywitać się z ludźmi pod sceną i powiedzieć: ‘Jak miło was znowu widzieć!’”

Wedle słów Wilski realizatorzy mają własną hierarchię. „Na swój sposób Tero jest uosobieniem samca alfa. Król to on, co dla wszystkich jest jasne, ale na ogół na koncertach festiwalowych fani znają też innych ludzi z ekipy. To jest zabawne w fanach tego zespołu i pokazuje, jak bardzo są oddani. Znaczy się, przypomnij sobie, jak miałeś 15 lat – czy znałeś imiona ludzi z grupy realizatorskiej twojego ulubionego zespołu?”

Wygląda na to, że nie sposób było się nudzić, gdy „samiec alfa” Tero był w pobliżu. Sami wspomina, jak Tero stracił dziewictwo z trybulą leśną i usiłował się obrzezać za pomocą rozporka. „Były najgorsze upały tamtego lata i gdy już się uporaliśmy z próbą dźwięku, postanowiliśmy pójść popływać. Podczas przebierania się na brzegu jeziora Tero się poślizgnął – i, rzecz jasna, wylądował na krzaku trybuli, która wlazła mu prosto w tyłek! Po drodze do domu zrobiliśmy postój na załatwienie się i nagle usłyszeliśmy ogłuszający wrzask Tera. Okazało się, że podczas pływania zmokła mu bielizna, więc jej nie włożył – człowiek chyba zupełnie o tym zapomniał, bo gdy poszliśmy sprawdzić w czym rzecz, miał zapięty rozporek i napletek ciągle dyndający na wierzchu!”

Pomimo że technicy znali swoje obowiązki, koncerty były udane, a życie w gracie udającym autokar było absurdalnie śmieszne, tak naprawdę brakowało luksusów. Szczególnie Tarja ma nieprzyjemne wspomnienia z tamtego okresu.

„Momentami wręcz zamarzaliśmy – wzdycha Tarja. – Festiwale na zewnątrz z młodzieżą wszędzie dookoła – mokra pogoda, niekiedy deszcz. A udogodnienia, które organizowano w tych miejscach dla wokalistów! Usiłowałam pozostać zdrowa, a utwory były trudne… Występy na żywo były dla mnie czystą agonią, choć z drugiej strony zawsze była świetna zabawa. Muzyka trzymała mnie przy życiu. Zaczynaliśmy czuć się jak prawdziwy zespół. Nie dostawaliśmy jednak zbyt dużego wynagrodzenia finansowego i pod koniec mieliśmy parę konfliktów z agencją bookingową. W ogóle to raz zadzwoniłam do Welldone i powiedziałam im, że w weekend wolę zostać w domu i obejrzeć w salonie Koło fortuny niż zagrać trzy koncerty za sto marek! Wolałam już zostać w domu choćby dla własnego zdrowia!”

Tarja po raz pierwszy w życiu odwiedziła niesławne fińskie letnie festiwale jako wokalistka Nightwisha. „Nigdy nie byłam na festiwalu w młodym wieku. Mój pierwszy raz miał miejsce, gdy graliśmy na małej scenie na Provinssirock w Finlandii. Moi przyjaciele zawsze sobie z tego żartowali: gdy Turunen wybiera się na festiwal, zawsze trafia prosto na scenę! Ale nigdy nie interesowały mnie takie imprezy na wielką skalę. Zawsze zajmowałam się po prostu tym, co do mnie należy i wybierałam ludzi, z którymi chcę być w kontakcie”.

Innym gościem na Provinssirock był Holger Tiefenbach, łowca talentów Nuclear Blast, przyszłej niemieckiej firmy nagraniowej Nightwisha.

„Pierwszy raz usłyszałem o Nightwishu mniej więcej w momencie wydania ich pierwszej płyty. Nuclear Blast był w bliskim związku ze Spinefarm, a szczególnie z Ewem utrzymywałem kontakt. Wysyłał nam nową muzykę ze Spinefarm, bo w tamtych czasach licencjonowaliśmy w Europie wiele tytułów Spinefarm, takich jak Children of Bodom. Dostrzegliśmy, że Nightwish posiada wielki potencjał, ale z jakiegoś powodu nie zawarliśmy europejskiego kontraktu licencyjnego. Już niedługo później pojęliśmy, że był to poważny błąd. Z zespołem poznałem się na jego koncercie podczas Provinssirock w Seinäjoki – miałem wakacje, spędzałem je w Finlandii, więc Ewo zabrał mnie na festiwal. Pamiętam, że ich włosy były wtedy cholernie krótkie, ale byłem absolutnie zszokowany ich jakością na żywo – trudno mi było uwierzyć, że są aż tak dobrzy. Tak, w zasadzie od tego czasu jestem fanem Nightwisha”.

Dla Tarji festiwale i trasy nie wiązały się z taką euforią jak dla widowni. „Na początku naprawdę cierpiałam podczas trasy, bo nie wiedziałam, co ja tu robię i jaka była moja rola w zespole. Nagle ci wszyscy ludzie mówią mi, co mam robić – ‘Dlaczego niby muszę słuchać poleceń całkiem nieznajomych osób?’”

„Najtrudniejsze było wstawanie wcześnie rano w hotelu – albo gdzie tam się spędziło noc – kontynuuje Tarja. – Wskakujesz ponownie do busa i podróż trwa dalej. Dystanse były długie, było zimno i padało, chłopacy na ogół pili i zaraz obok ktoś palił”.

Wygląda na to, że chłopacy i Tarja mieli różne poglądy na łączenie pracy i przyjemności. „Jedną z rzeczy, które naprawdę mnie irytowały było całonocne picie i imprezowanie. Pytałam ich: ‘Jeszcze wam się to nie znudziło? Możecie to robić kiedykolwiek i gdziekolwiek. Dlaczego akurat teraz, gdy musimy pracować?’ Byłam na nich zdenerwowana, bo nie rozumieli, że muszę być zdolna do śpiewu na następny dzień. Chyba na to parę razy narzekałam. Nie chciałam być suką, ale czasami było to naprawdę frustrujące. Pochodziłam z zupełnie innej planety, ale nie mogłam się od nich po prostu oderwać”.

Było parę sytuacji, gdy Tarja straciła kontrolę nad sobą. „Pewnego razu rozwrzeszczałam się na amen, bo zobaczyłam coś, czego nie chciałam oglądać. Ci ludzie to czasami prawdziwi zboczeńcy… Podczas trasy Oceanborn byliśmy w Nivali i po koncercie zatrzymaliśmy się w hotelu Puustelli. Prawie każdy pokój miał saunę. Spytałam chłopaków, czy mogę iść do sauny w którymś z ich pokojów, bo gdybym rozgrzała swoją, w pokoju byłoby zbyt gorąco, by spać. Odpowiedzieli, że pewnie, więc postanowiłyśmy się tam wybrać z dziewczyną Jukki, Satu. Aż w holu usłyszałyśmy straszny hałas i gdy otworzyłyśmy drzwi, zobaczyłyśmy jak koleś wystawia gołą dupę na pasowanie. Bardzo cicho zamknęłam drzwi, poszłam do własnego pokoju i się rozpłakałam ze zdenerwowania. Po jakimś czasie wróciłam tam i powiedziałam, że mogą robić, co im się żywnie podoba – dopóki ja nie muszę tego oglądać. Ale najbardziej się zdenerwowałam, bo obiecali mi, że będę mogła pójść do sauny, a i tak urządzili sobie tę orgię.”

Kinnunena rozśmiesza cała ta sytuacja. „To było jakiś czas po show, wypiliśmy odrobinkę jabłecznika… Uznaliśmy, że zrobimy imprezę w jednym z pokojów i pójdziemy do sauny przed Tarją, ale ona akurat weszła – akurat wtedy, gdy w pokoju było dość dziko. Jeden z nas leżał na ziemi z gołym zadkiem, a ja go, hmm, no, pasowałem. Tarja stała minutę bez słowa i wyszła. Ktoś wyjrzał za nią i krzyknął, czy jednak nie chce pójść do sauny. Po 30 minutach usłyszeliśmy pukanie i weszła Tarja na małą pogadankę. Powiedziała, że jest w stanie zrozumieć dużo, ale to już było zbyt wiele”.

Tuomas zdaje sobie sprawę, że poczucie humoru Tarji miało swoje granice. „Po tym nie byliśmy już tacy skorzy do ekscesów – mówi Tuomas ze wstydem w głosie. – Prawie doprowadziliśmy ją do płaczu”. Tero również współczuje Tarji: „No pomyśl o tym: pierwsze, co widzi to włochata dupa i pasek śmigający w powietrzu. ‘Cześć! Śmiało, zachodź!’ Incydent nas nieco wystraszył i impreza momentalnie dobiegła końca”.

Bycie kobietą wśród dzikiej grupy mężczyzn nie zawsze było łatwe. „Dużo czasu zajęło im zrozumienie tej jednej rzeczy, iż jestem kobietą i niekoniecznie zawsze chce mi się rozmawiać o tym, co mamy ‘tam na dole’ – mówi Tarja. – Pewnie, mi też się zdarza o tym gadać, niektórzy mnie nazwali perwersem, szczególnie po kilku lampkach białego wina, ale nie robię tego na co dzień. Oczywiście mi też udzieliły się ich męskie dziwactwa, nie byłam primadonną, która pudruje sobie nosek co pięć minut. Nigdy nie byłam Damą przed duże D. W męskim świecie, takim jak ten, twoja kobiecość może się załamać”.

Nawet jeśli życie w trasie było bardzo często zabawą, nie tylko Tarji przeszkadzała beztroska atmosfera. „Swego czasu w trasie używałem zatyczek do uszu – mówi Emppu. – Podczas pierwszej trasy po Europie spałem z zatyczkami, ale pod koniec moje uszy były tak pełne brudu, że ni cholery nie słyszałem. Na drugą trasę kupiłem sobie nauszniki, bo bez nich nie dało się spać w autokarze. W tej grupie jest parę osób, które uważają, że picie do samego rana to zabawa, ale mnie to nie zawsze kręci. Chyba dlatego nie należę do wewnętrznego kręgu”.

Jukka przyznaje, że harmider panujący w autobusie może być trudny do zniesienia bez alkoholu. „Z całą pewnością są to przerażające obrazy, jeśli jest się trzeźwym. Ale to szaleństwo czyni wszystko co robimy znacznie zabawniejszym. Chciałbym zobaczyć, jak moralizatorzy nawalają się razem z nami, ponieważ jestem pewien, że później zrywaliby boki ze śmiechu!”
Trasa Oceanborn miała też momenty w stylu Spinal Tap. „Graliśmy na Targach Handlu Leśnego Silva wśród maszyn leśnych – chichocze Emppu. – Widownia z pewnością nie była typowym rockandrollowym tłumem i z tego co pamiętam, przed sceną było może z dziesięć osób – sceną będącą naczepą ciężarówki”.

„Na T-shircie z trasy widniały napisy: ‘Targi Silva, Joensuu’ i ‘Tom Brasil, Brazylia’ zaraz obok siebie – śmieje się Jukka. – Tom Brasil to klub w Brazylii mieszczący 2200 osób, więc jak najbardziej można powiedzieć, że nie było dwóch takich samych koncertów! Tommi nazywa to ‘latem, w którym Nightwish występował na zmianę z krowami’, gdyż graliśmy po całej Finlandii na różnych dziwnych, lokalnych festynach! Lindfors rezerwował koncerty jak leci, aż musieliśmy go zwolnić”.

Tuomas wspomina o jeszcze jednym legendarnym koncercie. „Graliśmy też na imprezie zwanej Enon Kanavarantarock [festiwal rockowy nad małym kanałem we wschodniej Finlandii – przyp. aut.], gdzie nie mieliśmy w ogóle oświetlenia na scenie – ani jednego reflektora. Graliśmy o pierwszej w nocy i jedynym źródłem światła była latarka Tera, gdy próbował on naprawić zepsuty wzmacniacz Samiego. Momentalnie się rozsypał, jak tylko zaczęło lecieć intro!”

„Widziałem jedynie lampkę LED od wzmacniacza gitary – śmieje się Emppu. – Jakby tego brakowało, graliśmy na przylądku i nie dało się tam wjechać autokarem – ciągnęliśmy nasz sprzęt przez około kilometr. Oczywiście było też wiele świetnych koncertów, szczególnie Ilosaarirock w Joensuu, gdzie mogliśmy, że tak powiem, zagrać na własnej ziemi”.

Pomimo niekiedy dziwacznych miejsc koncertów, Tuomas ma miłe wspomnienia tamtego lata. „To wtedy zrozumieliśmy, że ten zespół naprawdę działa. Nadal pracowałem jako asystent nauczycielski – nie pamiętam, kiedy odszedłem, ale chyba jakiś czas po Oceanborn”.

Lenny Lindfors, ówczesny agent bookingowy Nightwisha, mówi o zespole same dobre rzeczy. „Mieliśmy wtedy na swojej liście praktycznie same małe zespoły. Możliwe, że Nightwish był naszym największym typem. Podówczas w firmie było tylko dwóch agentów, Tiina Vuorinen i ja, choć Risto Juvonen czasami promował zagraniczne zespoły. Oprócz festiwali, Nightwish wyruszył w letnią trasę po Finlandii, co wtedy nie było spotykane. Zorganizowaliśmy całe mnóstwo koncertów i wkrótce zdecydowaliśmy, że powinniśmy zwiększyć cenę, bo popyt był spory. Podczas tego lata Nightwish podskoczył z 7 tysięcy marek do 20 tysięcy za show. Trasa rozpoczęła się w maju, a Tarja złapała przeziębienie z początkiem lata. Tego lata dobiegła też końca nasza współpraca”.

Nightwish jako nowego agenta zatrudnił Kariego Pössiego z Piikkikasvi. Jak należało się spodziewać, Lindfors nie był szczególnie zadowolony. „Być może uznali, że Pössi ma lepsze kontakty zagraniczne, bo odniósł już nieco sukcesów z [fińskim zespołem grającym rock alternatywny – przyp. aut.] 22-Pistepirkko – spekuluje Lindfors. – W tamtym okresie Welldone był jedynie fińską agencją. Kolejnym czynnikiem mógł być fakt, iż Pössi też był z Karelii. Może dogadywali się w tym samym języku”.

Nightwish był całkiem zadowolony ze swojego nowego agenta bookingowego. „Wszystko w Piikkikasvi było dopięte na ostatni guzik, szczególnie kwestia cateringu – mówi Tuomas. – Rzeczy z listy życzeń przychodziły na czas, zapłaty otrzymywaliśmy, kiedy nam obiecano, wszystko było idealne. Zdecydowanie wiedzieli, co robią”.

To samo można było rzec o zespole – przyszłość rysowała się dla nightwishowego klanu w zdecydowanie jasnych barwach.